poniedziałek, 28 marca 2016

17. Skomplikowana wygrana.

    Leżała na łóżku, zastanawiając się czy dokonała dobrego wyboru. Przekazała policji groźbę, którą dostała, a także powiedziała kogo podejrzewa. Policja zaczęła całe swoje protokoły, całą papierkową robotę. Niestety złe przeczucie nie odeszło. Nie wróżyło to dobrze, zważywszy na to, że to dziś miała się odbyć walka o Yure. Nie miała żadnej linii obrony. Nie miała żadnego pomysłu. Szła zielona jak paprotka na wiosnę. A dlaczego? Bo wiedziała, że przegra. To jest jedna z tych spraw, których nigdy by się nie podjęła gdyby nie to, że dotyczy jej osoby.
    Z głębin własnego umysłu wyciągnął ją dźwięk otwieranych drzwi. Stał w nich szarowłosy, wysoki mężczyzna. Kiedy był u niej cztery dni temu powiedziała mu o pozwie, a dwa dni temu kiedy odwiedził ich Johanson, adwokat Sasuke, również był. Widział jak po jego wyjściu  jej organizm mówi jej najprościej jak mógł, że to nie jest na jej zdrowie. Hatake również dowiedział się co nieco o adwokacie. Niestety potraktował to jak wyzwanie, mimo że wiedzieli, że to nie wypali. Kakashi również był obdarzony szóstym zmysłem adwokata.
    - Przyniosłem ci tak zwaną przepustkę. Po rozprawie wracasz tutaj.
    - Mhm. - rozejrzała się za jakąś torbą z ubraniami czy czymś w tym rodzaju - Kakashi...Powiedz, że masz moje ubranie.
    - Nie. Emma ci je przyniesie za chwilę.
    Jak na zawołanie weszła brunetka z torbą. Torbę położyła na łóżku, ale coś w jej spojrzeniu nie pasowało. Było w nim zmęczenie, tęsknota, żal i niezdecydowanie.
    - Kakashi... - nie odwracała spojrzenia od oczu brunetki - możesz nas zostawić same ?
    Mężczyzna skinął głową. Zanim wyszedł Sakura podziękowała mu. Razem z zamknięciem drzwi z oczu Emmy poleciały łzy. Różowo włosa natychmiast ją przytuliła. Wiedziała co czuje. Ją też kiedyś ktoś przytulał. Nią też targały różne emocje.
    - Emma...Musisz mu powiedzieć. - szeptała.
    - Nie mogę. Boję się.
    - Emma. - odsunęła ją od siebie na długość ramion - Emma. Spójrz na mnie. Zobacz w jakim miejscu jestem. Jeżeli mu nie powiesz za cztery lata będziesz w tym samym miejscu. Będziesz szła na rozprawę wiedząc, że nie masz najmniejszych szans ją wygrać. Wiedząc, że twój syn nie chcę z tobą mieszkać.
    Brunetka zdjęła z ramion dłonie prawniczki, po czym podała jej torbę.
    - Za półtorej godziny masz rozprawę. Ubieraj się.
    Z tego słynęła Emma Veal. Nieprzewidywalna. Zmienna jak pogodna. Zakręcona. Jedna cecha była znana tylko najbliższym - wrażliwa. Brunetka, która na co dzień była gorsza od zimnej zołzy, była bardzo wrażliwą osobą.
    Wyciągała z torby rzeczy od razu je ubierając. Nie pamięta kiedy ostatnio miała na sobie jeans'y. Założyła szybko czarne buty na płaskiej podeszwie, musztardową bluzka z krótkim rękawkiem i ażurowy kardigan do kolan. Wyglądała dobrze i ku jej zdziwieniu dobrze się w tym czuła. Gotowa skinęła głową na kobietę siedzącą na krześle.
    Była gotowa na przegraną.

    - Wysoki Sądzie, moja klientka stawiła się na sprawie, jednakże nie może zeznawać.
    Szarowłosy wyszedł za blatu i podał sędziemu dokumenty.
    - A to czemu? Dlaczego Pani Haruno nie będzie zeznawać, panie....
    - Hatake. Kakashi Hatake. Adwokat Pani Haruno.
    Minęło niespełna pięć minut odkąd weszli na salę. Adwokat Haruno na dzień dobry wyłączył jawność, więc dziennikarze zostali odprawieni z kwitkiem. Nie umknęło jego uwadze, że jest o wiele bledsza i zmęczona. Siedziała wpatrzona w swoje dłonie splecione na blacie. Każdy by powiedział, że słucha, ale wiedział, że była nieobecna. Nie odzywała się. Nie ruszała. Była tu tylko ciałem. Sam zbytnio nie słuchał dopóki nie doszło do tego, że Sakura nie będzie zeznawać. Nie złoży żadnych wyjaśnień.
    - Na sali obecny jest lekarz Pani Haruno, który ma kontrolować jej stan w czasie procesu.
    Widział jak mężczyzna siedzący dokładnie za Sakurą wstaje i kiwa głową.
    - Czy może Pan potwierdzić słowa Pana Hatake? - spytał siwy mężczyzna siedzący na najwyższym i najbardziej widocznym miejscu.
    - Tak. Pani Haruno nie jest w stanie zeznawać.
    - Wyjaśni nam pan dlaczego? - spytał Johanson.
    Johanson był specjalistą od takich spraw. Kiedy tylko dostał sprawę przeciwko Haruno ucieszył się jak dziecko. Był mężczyzną po czterdziestce. Nie mającym rodziny, ani żony. Był sam. Całe życie postawił na swoją karierę, która szła jak najlepiej dopóki na placu boju nie pojawiła się różowo włosa i nie pokonała go w jakieś słynnej sprawie. Jego pewne zwycięstwo stało się jej, przez to że nie docenił wroga.
    - Obowiązuje mnie tajemnica lekarska.
    - Może Pani Haruno powie czemu nie chce zeznawać. - zasugerował Johanson.
    - Wysoki Sądzie. - Hatake podniósł się z krzesła - Nie wydaje mi się żeby ta sprawa dotyczyła tego dlaczego moja klientka nie może zeznawać, a Pan Johanson ciągle do tego nawiązuje. Nie będę już mówił, że to między innymi zasługa Pana Johansona, że moja klientka nie jest w stanie zeznawać.
    - To jak nie jest w stanie zeznawać to nie jest w stanie zajmować się czteroletnim dzieckiem!
    - Wysoki Sądzie! Przejdźmy do sprawy, bo na razie to roztrząsamy zdrowie mojej klientki.
    - Zdrowie Pana Klientki jest jednym z argumentów za ograniczeniem praw rodzicielskich i uznaniem, że miejscem zamieszkania dziecka jest miejsce zamieszkania mojego klienta.
    W ten sposób zaczęła się walka.

    - Pani Haruno...
    Johanson stał na środku sali rozpraw z plikiem kartek w dłoni. Spojrzała na Sasuke, ale on patrzył w okno pod sufitem. Kiedy skierowała swoje spojrzenie na osobę, która wręcz domagała się jej uwagi.
    - Pani Haruno...Pani Haruno..Sakuro.
    - Wysoki Sądzie, nie przypominam sobie, żeby moja klientka i Pan Johanson przeszli na "ty"
    - Panie Johanson przywołuje Pana do porządku.
    Mężczyzna skinął pokornie głową.
    - Możesz nie odpowiadać na pytanie lub pytania. - zwrócił się do Sakury szarowłosy.
    - Pani Haruno. Wyjaśni Pani nam może tę lukę w pańskim życiorysie? - podniosła na niego swoje zszokowane spojrzenie.
    Miało zniknąć z akt. 
    Spojrzała na Sasuke, który uparcie się jej przyglądał i wiedziała już czyja to była sprawka. Kakashi również się wyprostował jak struna. Sam sędzia był w nie lepszym stanie.
     Sędzia Thomas Christopher Buck. Znała go właśnie z "luki w życiorysie". Sądził tych, którzy odpowiadali za to, że coś poszło nie po ich myśli. Błąd w sztuce. Ładnie się to nazywa, ale ci ludzie nadal siedzą w więzieniach. Chodziło o wiele więcej rzeczy, ale tylko wtajemniczeni wiedzieli o co chodziło tak na prawdę. Między tymi ludźmi znajdował się właśnie Sędzie Thomas Christopher Buck.
    Poklepała Kakashi'ego w przedramię, na co ten od razu się pochylił. Podniosła teczkę, która leżała przed nimi i zasłoniła im usta.
    - Wnieś o oddalenie pytanie, z powodu braku związku ze sprawą. - wyszeptała.
    - Nie oddali... - zanim zaczął cały swój wywód uzasadniający dlaczego ma rację odłożyła teczkę i usiadła tak jak poprzednio.
    Kakashi spojrzał na nią.
    - Wnoszę o oddalenie pytania. - powiedział donośnym głosem.
    - Z jakiego powodu? - zapytał sędzia takim głosem jak by liczył na to.
    - Brak związku ze sprawą.
    Sędzie patrzył chwilę na Kakashi'ego tak jakby myślał nad tym co ma zrobić, lecz Sakura widziała w jego czach że podjął decyzję już dawno temu.
    - Oddalam.
    Johanson podniósł dokumenty trzymane w dłoni, po czym położył je przed Sakurą.
    - Da Pani radę przeczytać zakreślony na żółto fragment?
    Wzięła drżącymi dłońmi dokumenty.
    - Dziecko nie posiada więzi emocjonalnej z matką... Na pytanie dlaczego mówi mamo odpowiada, że tak mu kazano.
    Do oczu napłynęły jej łzy.
    - Pani Haruno sama wyraziła zgodę na badanie przez poradnię psychologiczną. - powiedział na jednym tchu, kiedy widział, że jego rywal już podnosi się by zaoponować. Wziął dokumenty z powrotem.
    - Pani Haruno naraziła syna na niebezpieczeństwo swoją sławą. Groźby wysyłane są do jej syna. Jego bezpieczeństwo przy jej boku to bardzo dobry temat do dyskusji...Tryb życia gwiazdy adwokatury sprawia, że nie ma czasu dla dziecka... Życie prywatne jest tak rozwiązłe...
    - Sprzeciw wysoki sądzie ! Życie prywatne mojej klientki nie jest sprawą Pan Johansona. Jej tryb życia także, a o sławę się nie prosiła...
    Była na granicy. Granicy własnej wytrzymałości. Granicy spokoju. Granicy płaczu.  Dolna warga drżała jej jak nigdy. Nie wiedziała jak ma się uspokoić. Nie dawała rady. Czuła, że odkąd weszła tylko na salę jest bombą z czasomierzem, który pędził z zawrotną szybkością. Chciała wstać i krzyczeć jak bardzo jest w błędzie, lecz nie mogła. Od kiedy wyciągnął jej "lukę w życiorysie" ból w klatce powrócił. Widziała starania Kakashi'ego. Widziała jak Sasuke ją obserwuje od pytania o słyną "lukę w życiorysie".
    Odruchowo położyła dłoń na klatce kiedy ból coraz bardziej się nasilał. Znowu nie mogła złapać powietrza, tak jakby od niej uciekało. Znowu cały świat wirował. Chciała wstać i wyjść by zaczerpnąć powietrza, jednak przestawała je czuć. Jej upadek wywołał niemałe zamieszanie. Lekarz zjawił się przy niej w mgnieniu oka. Kakashi dzwonił po karetkę. Wszystko działo się tak szybko. Walka o każdy oddech. Słuchanie się lekarza było tak trudne, kiedy ją opanowała panika.

    Widział jak walczyła o każdy oddech. Jak jej ciało przechodziły skurcze. Wyginało się w sposób nienaturalny. Wszystko widział, ale nic nie rozumiał. Nigdy nie słyszał o jakichkolwiek problemach zdrowotnych oprócz tych kiedy jej pilnował. Nie wiedział kiedy pojawili się ratownicy. Słyszał jak mówili, że jej serce stanęło. Na chwilę b y ł a Sakurą. Widział cień ulgi na twarzy Kakashi'ego kiedy wzięła głęboki wdech po tym jak potraktowali jej serce elektrycznością. Głowa kiwała jej się na boki. To były sekundy, kiedy założyli kołnierz. Ułożyli jej ramiona i na specjalnym łóżku zabrali ją stąd.
    Na salę weszła kobieta i podeszła do Kakashi'ego. Była zdenerwowana, cała się trzęsła.
    - Wiesz dobrze, że już postanowiła. To była kwestia czasu, ale teraz wiem, że nie będzie czekać.
    - Porozmawiamy później, Emma. Wątpię, żeby chciała, aby on o tym wiedział. - skinął na postać   Sasuke opierającą się o blat za którym spędził ostatnią godzinę albo może i więcej.
    Kiedy kobieta zdała sobie sprawę, z jego obecności podeszła uderzyła go z otwartej dłoni w twarz.
    - To wszystko jest twoją winą - syknęła po czym razem z mężczyzną opuściła salę.
    Zdawał sobie sprawę, że nie fanie postąpił mówiąc adwokatowi o tej czarnej karcie w jej historii, o Garze, Neji'm i Sasori'm, o jej trybie życia. Powinien grać fair, ale nie był w stanie. Złość jaka opanowała go po tym jak dowiedział się, że była na kolacji z tym przeklętym prawnikiem od rozwodów, była nie do opanowania nawet dla niego. Nie był taki wściekły nawet wtedy, kiedy dowiedział się, że jego była żona go zdradza.

    Po raz kolejny leżała podpięta do tylu urządzeń. W głowie tłukły jej się słowa, które przeczytała. Nawet lekarz, który po raz kolejny prosił by zmieniła pracę, otoczenie, odpoczęła od tego wszystkiego - niknął gdzieś w potoku jej myśli. Wiedziała, że miał racje. Nawet zrobiła już pierwsze kroki ku temu. Spojrzała na zegarek w telefonie. Widziała nie odebrane połączenia od Sasuke, ale nie miała siły z nim rozmawiać.
    - Sakura? - blond głowa ukazała się w drzwiach - Mogę?
    - No pewnie, Hana.
    Za pomocą przycisku na bok łóżka zmieniła pozycje z leżącej na siedzącą.
    - Mam to o co prosiłaś. - podała jej laptop i teczkę.
    Magiczna teczka zatytułowana w myślach " Plan awaryjny ". Wiedziała, że kiedyś nie będzie mogła już być prawnikiem. Musiała mieć plan B, z tego słynęła. Kobieta, która ma plan awaryjny do planu awaryjnego. Zaśmiała się w myślach.

    Stał przed szpitalem i nie wiedział co z sobą zrobić. Wejść? Odejść? Czuł się jak dziecko wpuszczone do labiryntu i musiało zdecydować, którą drogę wybrać. Nie lubił czegoś takiego, ale czuł, że musi dowiedzieć się co z nią. Dlaczego tu jest. Musiał z nią porozmawiać, ale coś go powstrzymywało. Na jego szczęście los zesłał mu blondyna, który właśnie wychodził z budynku.
    - Naruto
    - Hej, Sasuke. Co tam? - blondyn uśmiechnął się na powitanie - Sakura leży na 3 piętrze, pokój 358.
    - Super, dobrze wiedzieć. Nie wiesz jak się czuje?
    Sasuke nigdy nie widział tego rodzaju uśmiechu na twarzy człowieka, który ciągle emanował szczęściem. Przyglądał mu się uważnie, po czym zaśmiał się.
    - Nie powiem ci co u niej, bo wtedy nie wejdziesz tam nigdy - widząc jak Sasuke otwiera usta dodał - nie wmówisz mi, że właśnie do niej idziesz, bo stoisz tu od godziny.
    Sasuke spuścił głowę, kopnął jakiś kamień leżący niedaleko.
    - Schowaj dumę do kieszeni i przynajmniej zapytaj pielęgniarkę. - poklepał go po ramieniu i odszedł.
    Spojrzał na budynek po raz ostatni i przekroczył próg. Momentalnie dopadł go zapach środków dezynfekujących, leków i słodki, metaliczny zapach krwi. Dzięki Naruto nie musiał się wykłócać z jakąś pielęgniarką o numer sali w której leżała. Zrezygnował z windy i poszedł schodami. Chciał jak najbardziej odwlec ten moment kiedy stanie z nią twarzą w twarz.
    Drzwi prowadzące na trzecie piętro były lekko uchylone. Widział przez szparę, że sala Sakury jest dokładnie na przeciwko pielęgniarek. Przy drzwiach stał ochroniarz rozmawiający z kimś. Sala w której leżała kobieta posiadała okno dokładnie na przeciw łóżka. Widział jak śmiała się z Hinatą i kobietą, której nie znał. Już dawno nie widział jej takiej szczęśliwej. Zszedł piętro niżej, gdzie mieściła się ginekologia i położnictwo.
    Świetnie. Lepiej być nie może. 
    Jego myśli opanował widok, jak widział przez chwilę. Szczęśliwa. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Taką jak ją pamiętał. Była wspaniała na swój sposób. Przypomniała mu sytuację sprzed paru lat, gdzie była równie uśmiechnięta i szczęśliwa.
    Leżeli na kocu niedaleko Uniwersytetu, gdzie studiowali. Wpatrzeni w niebo, dyskutowali o kształcie chmur. Zawsze widziała to czego  nikt inny nie mógł. Ona wpatrzona i cały czas mówiąca, nie zauważyła kiedy przyglądał się jej twarzy. Cudowne zielone oczy, które nie miały dna. Długie do pasa różowe włosy. Rzęsy, długie jak marzenie. Pełne usta. 
    - Sasuke. - ich cudowną chwilę przerwała blondynka podchodząca do nich - mógłbyś pożyczyć mi książkę od prawa administracyjnego? Swoją zostawiłam w domu. 
    Spojrzał na nią jak na kretynkę, ale nim zdążył się odezwać zrobiła to jego ukochana pyskata buzia. 
    - Co za niespodzianka! Nie ma to związku z tym, że czaiłaś się od ponad... - spojrzała na zegarek - godziny, żeby podejść i zapytać o książkę, którą notabene masz w dłoni.  
    Twarz dziewczyny stała się purpurowa i natychmiast odeszła. Zaśmiał się i lekko pochylił się nad jej uchem. 
    - Zazdrośnica. - musnął jej usta...
    W uszach dzwonił mu jej śmiech, który od bardzo dawna nie był wywoływane przez niego.
    Jego uwagę przykuła różowa teczka leżąca obok niego. Idąc do dyżurki otworzył teczkę. Stanął jak wryty. Wszystkie jej dane, badania i USG. Wszystko to świadczyło o tym, że właśnie kończyła trzeci miesiąc ciąży. Zawrócił i biegiem pokonał drogę na trzecie piętro. Wpadł jak burza i nawet ochroniarz nie zdążył go zatrzymać.
    - Jesteś w ciąży? - zasyczał.
    Dopiero teraz zauważył, że kobiety, które były zniknęły.
    - Dzień dobry, Sasuke. Też mi cię miło widzieć. - kiwnęła na mężczyznę, który był gotowy wyrzucić go za drzwi.
    - Jesteś w trzecim miesiącu ciąży?! - prawie, że wywarczał.
    - Nie.
    - Tu są twoje wyniki. - rzucił jej teczkę na kolana.
    Nadal na niego patrząc, wzięła dokumenty.
    - Nie jestem w ciąży. - podała mu swoją kartę, która wisiała na ramie łóżka, gdzie dobitnie świadczyło, że nie jest. - Nie tylko ja nazywam się Sakura Haruno, po za tym ktoś mógł podać fałszywe dane. - zabrała mu swoją kartę - Teraz opuść tę salę. Nie będę z tobą więcej rozmawiać bez obecności Kakashi'ego lub Emmy.

    Widziała jak opuszczał salę wściekły. Kolejna rozmowa, która nic nie zmieniła a tylko pogorszyła stosunki między nimi. Co gorsza wiedziała, że powie o tym fakcie Itachi'emu. On od razu skojarzy o kogo chodzi. Może w mieście była jedna Sakura Haruno, ale nazywano w ten sposób jeszcze jedną osobę. Jej prawą rękę, która dziwnym trafem wzięła rok wolnego. Nie sądziła, że może być aż tak nie rozsądna.
    - Czyś ty kompletnie zwariowała kiedy podawała moje dane jako twoje u lekarza? - zasyczała do telefonu, kiedy usłyszała Emme.
    - Co? 
    - Trzymam twoją teczkę ciążową. Sasuke ja znalazł. - westchnęła - Musisz mu powiedzieć. Inaczej Sasuke powie co znalazł, a wiesz, że on do głupich nie należy.
    - Połączy fakty. - szepnęła przez telefon. - Załatwię to. 
    Wiedziała, że nic mi nie powie. Mogła przygotowywać się ile by dusza pragnęła, ale kiedy stanie przed nim i będzie musiała powiedzieć, obezwładni ją strach i prędzej ucieknie.
    Na korytarzu zrobił się niesamowity hałas, ludzie uciekali gdzie mogli. Chowali się pod i za wszystkim czym się tylko zmieścili. Cały ten popłoch wywołał mężczyzna z zdjęcia, które parę dni temu przekazała policji. Zobaczył ją. Podniósł ramię i wycelował w nią z broni, którą dopiero dostrzegła.
    Przed oczami przeleciało jej w ciągu sekundy całe życie. Ojciec. Matka. Tsunade. Jiraiya. Szkoła. Studia. Sasuke. Misja. Yura. Neji. Itachi. Nana. Emma. Każdy, kto kiedykolwiek pojawił się w jej życiu choć na mała chwilkę. Ledwo dostrzegalny ruch palca na spuście. Kula z hukiem opuściła.   Zamknęła oczy, a w uszach słyszała głos Sasuke.
    
    - Nie odchodź ! Błagam cię ! Potrzebuję cię ! - krzyczał kiedy ona odchodziła. - Sakura ! 

    Nie wiedział kiedy minęły te wszystkie dni. Prawie miesiąc temu stał na tej samej sali jak kołek i patrzył jak dwóch ubrano na czerwono mężczyzn stara się przywrócić do życia matkę jego dziecka. Nie widział się z nią odkąd oskarżył ją o stan błogosławiony. Co różniło tę chwilę od tamtej? Mały szczegół w postaci jej osoby. Poprzednio siedziała obok Kakashi'ego na swoim miejscu. Była obecna. Natomiast teraz, twarz Kakashi'ego wyrażająca zdezorientowanie i uporczywe wpatrywanie się w godzinę na telefonie, wskazywała, że on sam nie miał bladego pojęcia gdzie ona jest.
    Rozprawa zaczęła się pięć minut temu. Wszyscy czekali, gdyż szarowłosy zapewnił, że prawniczka stawi się. Wyszła z szpitala i czuje się dobrze.
    - Wysoki Sędzio. - swoja uwagę starszego mężczyzny skupił na sobie Johanson. - Pani Haruno widocznie zmieniła zdanie i nie stawi się na rozprawie.
    - Panie Hatake. Gdzie pańska klientka?
    Szarowłosy wstał, spojrzał ostatni raz na zegarek.
    - Przykro mi, Wysoki Sądzie, nie mam bladego pojęcia. - odparł zrezygnowany.
    Sędzia wziął wdech. Nagle drzwi od sali otworzyły się i stanęła w nich Sakura Haruno. Kakashi wypuścił powietrze z ulgą, po czym usiadł. Weszła pewna siebie na salę. Musztardowe spodnie. Czarna lejąca się bluzka i odgłos jej ulubionych czarnych szpilek. To była Sakura Haruno jakiej nikt dawno nie widział. Spokojna. Pewna siebie zajęła miejsce obok swojego adwokata.
    - Witamy Pani Haruno. Może nam pani wyjaśni co spowodowało spóźnienie?
    Sędzia pochylił się w jej stronę. Widział błysk w oku swojego adwokata. Szykował się do ataku. Nie wiedział tylko, że jej spokój to tak zwana cisza przed burzą. Każdy kto ją znał, wiedział, że za chwilę wyskoczy z jakąś bombą. Jedno pytanie wisiało w powietrzu. Jakiego kalibru będzie ta bomba?
    - Korek, Wysoki Sądzie. - odpowiedziała wstając, mężczyzna skinął głową po czym chciał już pozwolić jej usiąść, ale go ubiegła - Mogę coś powiedzieć ? - sędzia skinął głową - Zgadzam się na ograniczenie praw rodzicielskich.
    - Słucham?! - zagrzmieli jednocześnie Johanson, Hatake i Uchiha.
    Każdy z nich miał własny powód. Johanson nie chciał takiej łatwej wygranej. To było dla niego zbyt proste. Planował męczyć ją co najmniej jeszcze dwie, może trzy rozprawy i odnieść sukces. Hatake, natomiast nie chciał tak łatwo przegrać. Chciał walczyć do upadłego. Do ostatniej kropli krwi. Wiedział, że przegra, ale wolał wrócić na tarczy. Uchiha nigdy nie spodziewał się, że ona się podda. Nie wierzył, że się podda.
    - Moja klientka nie jest w pełni władz... - zaczął Hatake wstając z krzesła.
    - Siadaj, Hatake - syknęła cicho - Jestem w pełni sił i władz umysłowych - oświadczyła. - Zgadzam się na organicznie praw rodzicielskich, o ile tylko mój syn będzie mógł się ze mną widzieć. Ustalilibyśmy z Sasuke, kiedy bym mogła go zabierać lub odwiedzać.
    - To nie koncert życzeń, Pani Haruno - powiedział Johanson.
    Spojrzała na czarnowłosego.
    - Jeżeli tylko Sasuke Uchiha, sądzi, że będzie dla niego lepszym rodzicem, opiekunem, będzie lepiej chronił go przed światem i niebezpieczeństwem, nie mam prawa mu tego zabraniać. Dziękuję, Wysoki Sądzie. Wpłacę kwotę za obrazę sądu w sekretariacie.
    Wyszła za blatu, gdzie siedział zszokowany Hatake. Wzięła torbę. Po czym po niedługiej przerwie znowu słychać było odgłos jej szpilek na parkiecie jaki znajdował się w sali rozpraw.
    - Dlaczego ? - Sasuke wstał jak poparzony.
    Nie rozumiał jej. Nie rozumiał dlaczego tak postąpiła. Dlaczego pozwoliła mu wygrać? Obróciła się i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się, tak jak tylko ona potrafiła.
    - Nie będę bić się o dziecko. - wzruszyła ramionami jak by to było oczywiste - Uważasz, że będziesz lepiej się nim zajmował. Dobrze. Yura chce mieszkać z tobą. Dobrze. Ja chcę mieć z nim tylko kontakt. Skontaktuje się z tobą w tej kwestii.
    Sasuke z wrażenia, aż usiadł. Nikt nie mógł się otrząsnąć z tego co powiedziała Haruno. Nikt nie spodziewał się takiego przebiegu zdarzeń. Johanson...Hatake...Sędzia Buck...Sasuke. Każdy był święcie przekonany, że będzie walczyć do upadłego, a w końcu jak to ona - wyciągnie jakiegoś asa z rękawa i wygra. Jak grom z jasnego nieba spadło na czarnowłosego to co zrobiła.
    - Wygrała - wyszeptał, lecz cisza jaka była w sali sprawiła, że wszyscy to usłyszeli.
    Wygrała, choć przegrała. Paradoks życia. Pamiętał jak sama mu kiedyś powiedziała, że przegrana w wielki stylu może być największą wygraną.


Od Autora: Zacznę od przeprosin dla wszystkich prawników. Może nie całkiem tak powinna wyglądać rozprawa, może coś pomyliłam w przepisach, ale nie o to w tym rozdziale chodziło. Przepraszam wszystkich lekarzy jeżeli coś się nie zgadza z faktycznym stanem rzeczy jeżeli chodzi o medycynę. W razie czego czekam na opinie, więc zapraszam do komentowania.
Bardzo zastanawia mnie co sądzicie o rozdziale? Jak tam podoba wam się Sakura? Co sądzicie o Sasuke? A może coś na temat Emmy? Właśnie co do Emmy. Mam co do niej wielkie plany. Może jest to postać drugoplanowa do której nie jesteście w ogóle przywiązani, ale Emma i Itachi będą mieli wpływ na Sakurę i Sasuke.


piątek, 18 marca 2016

16. "Przegrałam najważniejszą sprawę w swoim życiu."

    - Nie „O ja ciesz pierdzielę”, tylko mi pomóż. - Jej błagalne spojrzenie mówiło wszystko.
    - A jak ja mam ci pomóc? Musisz mu powiedzieć.
    Oprócz tego jednego nie wiedziała, co ma jej innego poradzić. Sprawa była prosta, albo powie mu i dalej wszystko będzie zależało od Itachiego, albo nie powie i za cztery lata wyląduje w tym samym miejscu, co różowowłosa. Z bolesną świadomością tego, jak wiele rzeczy zrobiła źle, a wszystko zaczęło się od jednej źle podjętej decyzji.
    Szkoda, że ja sama taka mądra nie byłam cztery lata temu.
    - On nie chciał mieć dzieci....
    - Ale to było wcześniej. Może teraz zmienił zdanie? Skąd możesz wiedzieć. - przerwała jej.
    - A skąd ty możesz wiedzieć, co robić, jak sama nie powiedziałaś Sasuke?
    Spojrzała zdziwiona na Emmę. Wiedziała, że zawsze miała cięty języki i wpierw mówiła a potem myślała, ale tego się nie spodziewała.
     - To po cholerę prosisz mnie o pomoc? - Zabrała płaszcz z fotela. - Masz dwie opcje. - Nie patrzyła na nią. - Powiesz mu i wszystko będzie zależeć od Itachiego, a ty będziesz miała czyste sumienie, albo nie powiesz i skończysz jak ja. Krótka piłka. Nie co się bawić. - Z ręką na klamce, zatrzymała się jeszcze na chwilę. - Nie podejmuj decyzji dziś. Prześpij się z tym.
    - Gdzie mój strój na kolację? - krzyknęła, kiedy tylko wyszła.

    - Sakuro. Jesteś coraz bardziej piękniejsza z każdym dniem.
    - Sasori. Nie ma osoby, która w ciągu dziesięciu minut obdarzyłaby mnie taką ilością komplementów, co ty. - uśmiechnęła się.
    Zaraz po tym, jak zasiedli do stolika, czerwonowłosemu nie zamykały się usta. Krótka wymiana komplementów. Kilka kurtuazyjnych zdań. Popis savoir-vivre. Wszystko pięknie. Kolorowo. Tylko coś w głębi jej duszy i ciała chciało kogoś innego na tym miejscu. Chciało z kimś innym wymieniać komplementy. Kurtuazyjne zdania. Wiedziała natomiast, że na własne życzenie tego nie ma. Jak mówi słynne przysłowie – nie zawsze mamy to co chcemy.
    - Co o tym myślisz? - spytał, bacznie jej się przyglądając i popijając wino.
    - Przepraszam, Sasori. Odpłynęłam. - Założyła kosmyk za ucho.
    - Wiem. Zauważyłem. Powiesz, co cię tak zajęło?
    - Wygląd restauracji. - Rozejrzała się dookoła, na tyle, na ile pozwolił jej obrót głowy. - Niektóre miejsca żyją swoim życiem. Mają… tętno. Specyficzny klimat. To miejsce takie jest. Poza tym piękne obrazy. Sztuka, którą za razem bardzo łatwo ją zinterpretować, połączona jest z bardzo dużymi umiejętnościami artysty, ponieważ obrazy same w sobie nie są proste.
    - Interesujesz się sztuką? - zainteresowanie widoczne na jego twarzy trochę schlebiło jej.    Już dawno żaden mężczyzna nie interesował się nie jej wyglądem, a zainteresowaniami.
    - Lubię sztukę. Przez nią można pokazać wiele rzeczy, których słowa nie opiszą. A ty? - Upiła łyk wina.
    - Mam parę obrazów…
Ich wzrok przykuła para siedząca obok. Mężczyzna wstał z krzesła i uklęknął przed krzesłem swojej towarzyszki. Kobieta siedziała sparaliżowana, z dłonią zasłaniającą promienny uśmiech. Sakura widziała, jak jej oczy się zaszkliły.
    - Nie waż mi się nie zgodzić - zażartował mężczyzna szeptem, otwierając zamszowe pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek - Kate, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wyjdziesz za mnie? - Drżenie głosu zdradzało jego tremę. W końcu nie oświadcza się jej w domu, tylko w restauracji pełnej gości. Musiał być bardzo pewny uczuć swojej partnerki, a także pełen odwagi.
    - Tak… Tak, tak, tak!
    Mężczyzna wstał i, z kobietą w ramionach, zrobił obrót wokół własnej osi. Oklasków nie było końca. Każdy z gości snuł im dalszą historię. Jedni szczęśliwą. Inni, że rozstaną się po paru lub parunastu latach, może miesiącach. Istnieje jedna rzecz, która łączy wszystkich tych ludzi - każdy chciałaby być na ich miejscu, ponieważ takich chwil się nie zapomina. Najbliższe momenty mogą być jednymi z najszczęśliwszych w ich życiu.
    - Pani Haruno? - dopiero spostrzegła kelnera, który stał przy stoliku z kopertą w dłoniach.
    - O co chodzi?
    - List do pani. - podał kopertę i odszedł od jej stolika.
    Koperta niczym się nie wyróżniała. Zwykła. Biała. Elegancka. Otwierała takich wiele, głównie były w nich zaproszenia na różne bale, obiady czy spotkania. Tym razem zastała papier, złożony na pół. Kiedy tylko otworzyła i przeczytała. Natychmiast wstała rozglądając się za kelnerem, którą dostarczył jej kopertę.
    - Kto dał ci tę kopertę? - spytała od razu jak tylko znalazła go. - Kto Ci to dał? - podniosła kopertę, którą trzymała w dłoni.
    - Jakiś facet. Nie widziałem twarzy. Miał kaptur. - powiedział.
    - Sakura, co się dzieje? - przy jej bok znalazł się od razu Sasori.
    - Gdzie moja kopertówka. - sama nie wiedziała czy zapytała czy powiedziała. Musiała zadzwonić. - Muszę wyjść. Przepraszam.
    - Co się dzieje? - zapytał, jeszcze raz kiedy płacił za kolację.
    W odpowiedzi podała mu kartkę, a sama wykręcała numer do Sasuke.  Kiedy przeczytał spojrzał na nią i pomógł założyć jej płaszcz.
    - Sasuke? Musisz zabrać Yurę z mojego domu. Opiekunka jest z nim. Odeślij ją. Ma zapłacone. - powiedziała na jednym wydechu.
    Serce biło jej tak szybko, że myślała, że wyskoczy jej z piersi. Oblał ją zimny pot. Nigdy nie była tak przerażona. Bała się, a najgorsze jest to, że nie bała się o siebie.
    - Słucham? - po raz kolejny usłyszała ten chłodny głos sprzed lat.
    - Zabieraj Yurę i spotkamy się u Itachiego.
    - Oszalałaś? 
    - Natychmiast. - rozłączyła się i schowała telefon w kopertówce
    Nawet nie zauważyła kiedy wyszli z restauracji. Było miło, pięknie, ale los zawsze chce grać z nią w pokera. Raz wygrywa. Raz przegrywa. Niestety ona ostatnio często przegrywa. Dobra passa się skończyła i nie wiadomo, kiedy wróci.
    - Przepraszam cię za ten wieczór... - chciała zacząć cały swój wywód na temat tego, jak źle się zachowała.
    - Nie przepraszaj, nie masz za co. - przerwał, patrząc jej w oczy. - Sasuke jest ojcem twojego syna. - uśmiechnął się lekko pod nosem - Jesteś niezła w tuszowaniu takich rzeczy. - Spojrzała na niego niezrozumiale i chyba to wyczuł, bo od razu odpowiedział na niezadane pytanie. - Wiesz dobrze, że w naszym środowisku wszystko szybko się roznosi, a do dziś nie wiedziałem, że masz syna.

    Zatrzymali się przed budynkiem, gdzie mieszkał Itachi. Wysiadła z samochodu i spojrzała w górę. Budynek miał co najmniej z dziesięć pięter. Zobaczyła światło w mieszkaniu Itachiego. Dobrze wiedziała, które jest jego, gdyż pomagała mu kupować to mieszkanie.
    - Przepraszam za ten wieczór. - powiedziała po raz kolejny i spojrzała w dół, gdzie Sasori bawił się jej dłonią.
    - Poczekam tu, aż wrócisz. Odwiozę cię do domu. Was. - uśmiechnął się. - Poza tym to był bardzo miły wieczór.
    - Sasori, musisz coś zrozumieć.- delikatnie wyjęła swoją dłoń z jego - Poszłam na kolację z tobą, żebyś wziął tę sprawę rozwodową.
    - Wziąłbym ją nawet wtedy, gdybyś nie przyszła. - przyjrzał się jej.
    Dostrzegła w jego oczach coś co mówiło jej, że musi postawić sprawę jasno i wyraźnie.
    - Sasori. Nie komplikuj bardziej. Dziękuję ci za miły wieczór, ale to była miła kolacja z znajomym. - szepnęła na tyle wyraźnie, żeby usłyszał - Jedź do domu. Nie wiem ile to może zająć.
    - Jesteś pewna? - upewnił się. Miała wrażenie, że to pytanie miało dwa znaczenia, ale w obu wypadkach odpowiedź była taka sama.
    Po skinieniu głowy szybkim korkiem weszła do budynku. W ogromnym pomieszczeniu roznosił się dźwięk szpilek. Skierowała się do windy, gdzie zaraz po przywołaniu windy otworzyły się przed nią drzwi. Kiedy jechała na górę niepewnie obracała w dłoniach kopertę, którą otrzymała niecałą godziną wcześniej. Z nerwów zdjęła buty i biegiem pokonała odległość od drzwi windy do mieszkania Itachiego.
    - Dzięki Bogu, Itachi. - powiedziała, kiedy otworzył jej drzwi.
    Rozpięte guziki pod szyją i na szybko związane włosy wskazywały, że już dawno był po pracy.
    - Sasuke przyszedł zaraz po tym, jak zadzwoniłaś. Co się dzieje?
    - Gdzie Yura? - zapytała, kładąc buty na podłodze przy drzwiach.
    Mężczyzna wskazał dłonią salon. Szła długim korytarzem, który po chwili zmienił się w salon z kuchnią i jadalnią. Przeszklona ściana na przeciw korytarza robiła wrażenie. Po lewej stronie zauważyła kanapę na której leżał chłopiec przykryty kocem. Sasuke zaś stał przy jednym oknie. Zerknął tylko w jej stronę, w ogóle nie poświęcając jej swojej uwagi. Jakby na nią nie zasłużyła.
    - Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? Randka ci się nie udała i potrzebowałaś planu B?
    Wiedziała, że po wszystkim, co zrobiła, nie mogła oczekiwać oklasków na swoją cześć, ale z takim chłodem w jego głosie nie spotkała się już dawno. Wyjęła kartkę z koperty.
    - Raz, dwa, trzy. Gdzie jest twój Syn? Trzy, cztery. Schowaj się za stery. Cztery, pięć, sześć. Koniec już jest.
    - Kiedy dostałaś tę kartkę? - Itachi podszedł do Sakury, po czym dokładnie obejrzał kartkę.
    - Kelner przyniósł mi ją koło dwudziestej pierwszej....
    - Randka się udała? - zironizował Sasuke, odwracając się w jej stronę.
    - Sasuke, daj spokój, nie teraz... - zaczął Itachi.
    - Nie byłam na żadnej randce, jak to sobie wymyśliłeś. - podeszła do niego bliżej. Była od niego o głowę niższa, ale jej ton był taki, jakby była od niego o co najmniej o głowę wyższa. - Omawiałam szczegóły z twoim nowym adwokatem. Dzięki tej cholernej kolacji przejął twoją sprawę. Dla twojej wiadomości było miło. - warknęła mając dość jego ironii i sarkazmu.
    - To nie ja się szlajam z jakimś facetem po restauracjach i zostawiam dziecko z nianią.
    Nie wiedziała co na to powiedzieć. Zapadła cisza. W powietrzu było czuć wszelkie nie wypowiedziane słowa, urazy, bóle. Wiedziała, że zasłużyła na to i na o wiele więcej, ale nie sądziła, że cały pakiet dostanie od razu.
    - Podejrzewasz, kto to może być, Sakura? - zapytał Itachi przerywając ciszę i nadal dokładnie przyglądając się kartce.
    - Parę miesięcy temu zostałam postrzelona. Może to być ten facet. Powiedział wtedy, że dziękuję mi za zniszczenie mu życia.
    Sasuke zaśmiał się szyderczo.
    - Widzę, że masz niezłe grono wielbicieli.
    Itachi spojrzał na niego krytycznie, po czym spojrzeniem wrócił do Sakury. Widział jak przygryzała wargę. Spuściła głowę i na chwilę stworzyła tarczę z swoich włosów. Stworzyła na małą chwilę swój mały świat. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Itachiego.
    - Może to być jedna ze spraw, które przegrałam. - szepnęła. - Znalazłeś mieszkanie? - tym razem pytanie skierowane było do Sasuke.
    - Już dawno. Yura prześpi się dziś u mnie.
    Chciała już zaprotestować, ale niestety ubiegł ją.
    - Do mnie jest bliżej. Po za tym twój kochaś pewnie czeka na dole, a dziecko może wam tylko przeszkadzać.
    Spojrzała na niego i nie wierzyła, że powiedział to. Jak mógł ją posądzić o to, że jej własny syn może jej tylko przeszkadzać? Wszystko co robiła, było ze względu na jego bezpieczeństwo. Wyjeżdżała, zostawiając go z Neji, żeby nikt go nie powiązał z nią. Zostawiała go na tak długo, bo nie chciała, żeby na jego dziecięce barki zwaliły się jej błędy przeszłości, które od dawna chodzą za nią jak cień. Jedno wiedziała w tej chwili na pewno. Nie da rady się już uspokoić. Wszystko co robiła, robiła po to, by chronić kogoś ważnego, a on śmie jej zarzucać, że Yura może jej w czymś przeszkadzać. Zrozumiałaby, gdyby powiedział jej to, jeżeli nie znałby prawdy, ale on znał. Sama mu ją powiedziała, pomimo wszystko on wypowiedział ten słowa i nie mogła znaleźć żadnego argumentu, żeby posądzić go o to, że bredzi. Trzeźwy. Skoncentrowany. Ziejący do niej nienawiścią. Argumentów nie było.
    Itachi oddał jej kartkę, schowaną od razu w kopertę.
    - Okej. Odbiorę go jutro. Napiszę sms-a. - powiedziała łamiącym się głosem.
    Wyszła z salonu szybkim krokiem. Zgarnęła buty, po czym szybko je założyła. Słyszała jak Itachi mówił coś  jeszcze Sasuke, ale nie chciała już słychać dalszych uwag pod swoim adresem. Kiedy naciskała klamkę zatrzymał ją głos Itachi’ego.
    - Widziałaś dziś Emme? Nie mogę się z nią skontaktować.
    Spojrzała na niego zdziwiona. Czyli podjęła decyzję. 
    - Emma wzięła urlop. Powiedziała, że musi odpocząć.
    - Wiesz może gdzie, albo na jak długo?
    - Wiem tylko, że wyjechała, nie mówiła gdzie. Wzięła wszystkie 365 dni zaległego urlopu.
    - 365 dni? Wyjechała na cały rok? - szok to jedyne co można było odczytać z jego twarzy.      Wpierw szok, potem niedowierzanie, zaskoczenie, podejrzewanie o żart i w końcu uświadomienie sobie, że to wcale nie jest żart.
    Potwierdziła skinieniem głowy i wyszła. Przywołała windę, po czym po raz kolejny dopadło do niej to wszystko co powiedział jej Sasuke.

    Granatowowłosa dziewczyna weszła do salonu, gdzie blondyn z rozczochranymi włosami siedział nad kartami pacjentów dokładnie je przeglądając. Stanęła obok niego i wplotła długie palce w jego włosy. Uśmiechnęła się, kiedy zamruczał tak jak tylko on to miał w zwyczaju. Od zawsze lubił gdy przeczesywała jego włosy. To była jego ulubiona pieszczota. Pociągnął ją tak, że usiadła na jego kolanach zarzucając mu dłonie na szyje. Jedną dłonią trzymał ją w tali, a drugą założył jej kosmyk za ucho.
    - Czym się martwisz?
    - Sakura. Nie wiem, co zrobić, by poruszyć w niej emocje. - westchnęła.
    - Wydaje mi się, że Sasuke to już zrobił. - posłała mu niezrozumiałe spojrzenie. - Itachi dzwonił. Sasuke powiedział trochę za dużo. Jak wychodziła, była na granicy płaczu. Złamał ją. Wydaje mi się, że niedługo powinna wrócić nasza Sakura. - przyjrzał się jej dokładnie. - Znowu zwinęłaś mi koszulkę? - uszczypnął ją lekko u odsłonięte udo.
    - Naruto! - pisnęła cichutko.
    Przyjrzała się jego twarzy, po czym musnęła lekko jego usta. Wykorzystał okazję i natychmiast pogłębił pocałunek. Masował jej udo, a druga dłoń wędrowała pod koszulkę. Ku jego niezadowoleniu odsunęła się trochę i spojrzała na papiery.
    - Musisz się przygotować. Masz jutro dużo pacjentów. - Wstała z jego kolan
    - Yhm… -  Wstając, złapał jej dłoń, po czym przyciągnął ją do siebie. - Może mi pani doktor pomoże? Mam mały kłopot z taką jedną pacjentką… Hyuga się zwie.
    Zostawiali za sobą drogę pełną ich ubrań, kiedy kierowali się do sypialni.
    - Z pacjentką? Panie doktorze... - oplotła go nogami w pasie -  Trzeba to szybko załatwić.
    - Oczywiście, pani doktor, to bardzo pilna sprawa...

    Siedziała na kanapie i cały czas spoglądała w stronę okna, za którym widziała dzieci bawiące się w parku. Wiedziała, że powinnam tu być. Czuła się tu bezpiecznie. Powinna mówić do osoby, siedzącej naprzeciwko niej. Zdawała sobie sprawę, że mężczyzna bacznie jej się przygląda i czeka, aż coś powie, jak zacznie mówić. A ona...
    - Sakuro? Może coś powiesz?
    Skierowała swoje spojrzenie na niego i wzięła ostatni wdech zanim powie to, co powinna powiedzieć już dawno temu.
    - Zgubiłam się w swoim życiu. Nie mogę opanować tego… chaosu, który powstał w mojej głowie. - Na chwilę skierowała wzrok na swoje paznokcie i spojrzała na osobę, która siedziała naprzeciw niej. Kiedy wchodziła, wydawała się inna. Teraz… też jest na swój sposób inny. Jakby starał się powiedzieć jej samą mową ciała: Pomogę ci. Zaufaj mi. - Potrzebuje pomocy, doktorze Trauser.
    Brunet spojrzał na nią. Miał przyjazne spojrzenie. Ciepłe i uspokajające.
    - Dobrze. Opowiesz mi swoją historię?

***

    Leżała w łóżku, patrząc w sufit – w tej chwili wydawał się taki interesujący. Powinna wstać i szykować się do pracy, ale czuła się jakby zeszło z niej powietrze. Wczorajszy dzień powinien być inny. Miała odebrać Yurę. Wszystko było dobrze, dopóki nie spotkali się w parku. Sasuke powiedział, że Yura nie chce wracać. Nie wierzyła, póki nie usłyszała tego na własne uszy. Jej własny syn powiedział, że nic chce wracać, że chce zostać z Sasuke. To było jak kubeł zimnej wody. Zawsze bała się, że ktoś odbierze jej Yurę, a teraz okazuje się, że to Yura nie chce z nią być. Nie dziwiła się, ale to też nie znaczy, że nie zabolały ją te słowa. Kiedy patrzyła, jak Sasuke odchodził z Yurą, zdała sobie sprawę jak bardzo jej uporządkowane życie zmieniło się w chaos. Istny chaos. To nawet nie było przejście tornada, to było coś o wiele gorszego. To była ona sama. Wtedy też postanowiła to naprawić. Wyciągnęła wizytówkę, którą jakiś czas temu ktoś jej dał. Nie pamiętała kto, ale wiedziała co powinna zrobić.
    Stojąc pod prysznicem przypomniała sobie, jak wyglądał Yura, kiedy odchodził z Sasuke. Od dawna nie widziała go takiego szczęśliwego. Nawiązał lepszy kontakt z Sasuke niż mogłaby się spodziewać. Nie wiedziała tylko, jak bardzo ten kontakt jest silny i jak daleko może posunąć się Sasuke. Zdawała sobie sprawę, że będzie chciał się odegrać. Ma nadzieję, że Yura nie będzie do tego wmieszany.
    - Witaj Thomas - skinęła głową, kiedy mężczyzna otworzył przed nią drzwi.
    - Witam Pani Haruno.
    - Podjedźmy wpierw do Starbucks'a. - powiedziała, kiedy wsiadł za kierownice.

    Siedziała w sali konferencyjnej na przeciw własnego klienta i po raz kolejny zastanawiała się po co Ona to robi. Po co ona znosi tych wszystkich ludzi, którzy kłamią, mimo że obiecują tego nie robić. Kiedy ich już przyłapuje okazuje się, że zapomnieli o tym małym szczególe dla nich, a ogromnie ważnej rzeczy dla niej.
    - Gdzie Pan był zeszłej nocy? - zapytała jeszcze raz.
    - W domu, w łóżku. Spałem. - odpowiedział pewnie.
    - Oto zdjęcia przedstawiające jak wyjeżdżał pan z garażu o ósmej wieczorem, a wrócił o siódmej rano. - wyłożyła zdjęcia przed siebie. - Jest pan oskarżony o włamanie w zupełnie inne części miasta, do biura jakiegoś biznesmena. Czas kiedy Pan wyjechał i wrócił pokrywa się z czasem włamania.
    - Nie. To nie tak. - pokręcił głową.
    - Nie, no, pewnie. Był pan w domu, w łóżku. - oparła się o siedzenie. Sama jej postawa mówiła, że daleko jej do uwierzenia mu.
    - Nie byłem w domu, ale byłem w łóżku. - spojrzała na niego niezrozumiale. - W jego łóżku. Z jego żoną.
    - Moment, moment. - oparła oba łokcie o blat - Pańskie alibi polega na tym, że spał pan z żoną tego biznesmena, którego Pan rzekomo okradł, kiedy on wyjechał na dwa dni w delegację.
    Mężczyzna pokiwał głową.
    - Nie, no, świetnie.
    Wstała i miała zamiar poprosić Mia o jeszcze jedną kawę, ale zatrzymała się bo przypomniała sobie, że musi wyciągnąć swoje przegrane sprawy i poszukać przynajmniej jakiś śladów
    - Wszystko w porządku?
    - Tak. Już tak. Zaraz wracam. - wyprostowała się i wyszła z gabinetu.
    Mia siedziała jak zwykle za swoim biurkiem i pisała coś w komputerze. Deidara jeszcze się nie przeniósł.
    - Deidara. - zwróciła na siebie jego uwagę - Znajdź wszystkie moje przegrane sprawy.Nie śpieszy się z tym.
    Blondyn skinął głową i wrócił do swojego zajęcia, który wykonywał. Nie fajnie postąpiła, kiedy powiedziała mu, że przenosi go pod skrzydła Hatake, ale wiedziała, że to co Ona robi nie satysfakcjonuje go w stu procentach. Chciał chodzić do sądu. A tam najczęściej bywa właśnie Hatake.
    - Deidara…- chłopak podniósł na nią głowę - Jak nie będzie ci pasowało u Hatake, to daj mi znać. Przeniosę cię gdzieś indziej. Dobrze? - zdziwione i niepewne skinienie głowy trochę uspokoiło jej sumienie, ale nadal nie w takim stopniu jakim by chciała.
    - Mia. - kobieta podniosła na nią swoje spojrzenie. - Zrób mi kawy. Błagam cię.
    Kobieta uśmiechnęła się i skinęła głową. Oparła się biodrem o biurko i spojrzała na zegarek. Za chwilę powinni zjawić się Yura z Sasuke. Dziś miał wrócić do domu mimo wszystko. Otworzyły się drzwi windy i wyszedł z nich Sasuke. Sam.
    - Gdzie Yura? - czuła małe kłucie w klatce piersiowej.
    Podał jej dokumenty, które trzymał w dłoni.
    - Yura zostanie u mnie do czasu rozprawy. Na pierwszej rozprawie sąd zdecyduje z kim będzie mieszkać w tym czasie. - nie rozumiała tego, co do niej mówił.
    Otworzyła dokumenty i pierwsze co zobaczyła to duży czarny napis " Ograniczenie praw rodzicielskich".
    - Ty chyba żartujesz. - szepnęła. Kłucie w klatce coraz bardziej się nasilało. Powoli zmieniało się w ból. - Nie możesz mi go zabrać. - coraz ciężej było jej oddychać
    - Sakura, on nie chce z tobą być. Kiedy mieliśmy wychodzić płakał, krzyczał, zapierał się. Nie chce u ciebie mieszkać. Nie chce być z tobą. - nie wierzyła mu, nie chciała mu uwierzyć - Spytaj Itachiego. Wszystko widział. - wyciągnął kopertę - Upadła ci, jak wychodziłaś od Itachiego. Mam już kopię.
    Przegrałam najważniejszą sprawę w swoim życiu. 
    Odwrócił się i wszedł do windy. Czuła, jak jej tętno przyśpiesza. Kłucie już całkiem przerodziło się ból. Zaczęła panikować. Nagle zaczęło brakować jej powietrza. Czuła jak jej serce uderza o mostek. Oparła się jedną dłonią o blat biurka Mii. Dokumenty wyślizgnęły jej się z dłoni. Przestawała czuć nogi. Przestawała czuć cokolwiek. Słyszała jak ktoś wołał jej imię. Upadając na ziemię widziała, jak wszyscy zbiegają się w ku niej. Ktoś dzwonił po karetkę. Złapała Mię za dłoń, a kiedy na nią spojrzała udało jej się wyszeptać dwa słowa.
    - Doktor Timeberland…


    Siedząc na łóżku i dziecinie machając nogami, zastanawiała się, kiedy ostatnio to robiła. Kiedy ostatnio miała chwilę spokoju. Nie myślała o pracy. Nie rozważała tysiąca możliwych rozwiązań dla jednej sprawy po to wygrać. Po raz pierwszy nie wypisała się z szpitala na własne życzenie. Każdy znając ją pytał by dlaczego. Odpowiedź była prosta. Nie mogła...
  
  - Pani Haruno. To koniec. - powiedział głośno i wyraźnie lekarz, kiedy pakowała swoje ubrania. 
   - Doktorze...- spojrzała na niego - Nie zostanę tutaj. To był tylko fałszywy alarm. 
   - Nie, to nie był kolejny fałszywy alarm. To był już alarm. Twoje EKG wskazuje na zawał. Nie objął dużej powierzchni mięśnia, ale musisz zrozumieć. Twoja matka miała zawał. Ty masz typ osobowości A. Jesteś pracoholiczką i do tego poziom witaminy B i kwasu foliowego masz na granicy normy. Kolejny atak może nie skończyć się tak optymistycznie. - wzięła do rąk swoje badania, które tak jak powiedział mężczyzna pozostawiały wiele do życzenia - Nie wspomnę, że jak cię tu przywieźli, to ledwo cię unormowaliśmy. 
    - W takim razie, co teraz? 
    - Pani Haruno. Zacznijmy od zmniejszenia ilości stresu...
    Roześmiała się jak tylko usłyszała jego zalecenia. 
    - Mniej stresu? - zaśmiała się, po raz kolejny, smutno pod nosem - Zarządzam wielką kancelarią. Moja prawa ręka wzięła roczny urlop. Moi klienci kłamią, co mnie niesamowicie denerwuje i stresuje, bo ciągle nie wiem czy czegoś przede mną nie zataili i czy to nie wypłynie na sali sądowej. Pan mi mówi, że mam zredukować ilość stresu. - nie chciała już wspominać o wszystkim po za tym. Nadal miała przed oczami duży czarny napis na dokumentach, które dostarczył jej Sasuke. 
    - Zalecam w takim razie zmienić pracę. Jeżeli pani wypiszę się na życzenie posądzę panią o niepoczytalność.....

    - Pani Haruno... - z letargu wybudził ją blondyn stojący nieśmiało w drzwiach jej sali. 
    - Wchodź Deidara. - uśmiechnęła się zachęcająco. Usiadła na łóżku po turecku, po czym przykryła się kołdrą. 
    - Mam te akta o które pani prosiła w wiadomość, żeby przynieść. 
    Potaknęła z lekkim uśmiechem odebrała od niego dokumenty. Wskazała mu ręką na krzesło po lewej stronie łóżka. Od razu oddała mu te akta w których przegrane były kobiety. Zostało dwóch. Jeden był mężczyzna w podeszłym wieku, ale pamiętała tę sprawę. Klient sam chciał, żeby ją przegrała. Idąc takim tokiem rozumowania został jeden. 
    Mężczyzna około czterdziestki. Skazany dwa razy. Raz za usiłowanie morderstwa. Dostał 10 lat. Wyszedł za dobre sprawowanie. Potem został skazany za napaść z bronią. To tę sprawę przegrała. Była nie do wygrania. Nagranie z kamery sklepowej, gdzie było widać dokładnie jego twarz i jak pobił mężczyznę pracującego na nocną zmianę. Wrócił do więzienia, a była żona wniosła o zakaz zbliżania się i pozbawienie praw rodzicielskich. Wygrała. Wyszedł niedługo przed jej postrzałem. 
    - Deidara. - spojrzała na blondyna - Sakura. Nie "Pani Haruno". Sakura. 


    Ledwo wszedł do domu, a już słyszał jeden wyraz. Głośne, dziecięce wołanie. Tupot na panelach i po chwili mały nie zidentyfikowany obiekt pędzący maksymalnie pięć kilometrów na godzinę uczepił się jego nogawki. 
    - Co tam słychać, Yura? - zapytał wesoło biorąc syna na ręce. 
    - Wujek znowu wygrał. - zaśmiał się z naburmuszonej miny dziecka. 
    - Słyszałem, że znowu go ograłeś. - powiedział wchodząc do salonu. 
    - Takie życie młody. Nie zawsze się wygrywa.- zaśmiał się Itachi kiedy wstawał z czarnej, skórzanej kanapy. 
    Ubrał marynarkę leżącą na fotelu obok. 
    - Muszę już lecieć. Mam spotkanie w przychodni z specjalistą. Byłeś u Sakury? 
    - Nie przyjęła tego zbyt dobrze. 
    Chłopiec jak tylko dotknął podłogi natychmiast podbiegł do gry, którą zaczął sprzątać. 
    - Według mnie zbyt szybko wyleciałeś z tymi papierami. Powinieneś jeszcze poczekać z rok.
    - Widziałeś co się działo. Za rok wysłałaby go do jakieś szkoły z internatem i wtedy nie miałbym żadnych szans. Teraz mam, zważywszy na jej obecne życie, które sypie się jak domek z kart. 
    Wiedział, że jego brat nie pochwalał tej decyzji, ale na szczęście to nie on ma syna. Itachi tylko spojrzał na jego krytycznym spojrzeniem i pożegnali się w ten sam sposób co zawsze. Skinieniem głowy. 
    - Dzieki za opiekę. - krzyknął na odchodne 
    - Nie ma sprawy. 
    Przez burzowe chmury przebijały się promienie słońca; to sprawiło, że na chwilę pochłonęły go wspomnienia. Widok był na swój sposób piękny, poetycki lub nawet biblijny. Chmury przypomniały mu moment parę lat temu, kiedy siedział przy biurku i pisał pracę na zajęcia, ale jego wzrok co chwilę uciekał do czarnego zamszowego pudełeczka, w którym była jego nadzieja na następny wspólny dzień. Okazało się, że nie będzie następnego dnia, a co dopiero wspólnego. 
Z zamyśleń wyrwało po raz kolejny ciągnięcie nogawki. Spojrzał na chłopca i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że go pokochał go jak tylko go poznał. 
    - Chodź, zjemy coś. 
    Chłopiec złapał Sasuke za rękę i udali się w stronę kuchni, gdzie razem przygotowali posiłek. Kiedy zjedli wiedział już po kim chłopak miał charakter. Istna Sakura, jeżeli chodzi o upartość. Twardy zawodnik w negocjacjach. Do tego jego argumenty czasami były zabawne. Szczególnie kiedy myślał nad czymś głęboko, robiła mu się wtedy takie V pomiędzy brwiami. Wyglądał wtedy komicznie. 
    - Okej. - powiedział podnosząc widelec. - Dwie marchewki plus połowa połowa kurczaka i masz godzinę na bajki. Ja w tym czasie popracuje, a potem pójdziemy w jakieś miejsce, bo chce coś sprawdzić. Co ty na to? 
    Widział jak jego kopia z zmrużonymi oczami zastanawia się nad ofertą. 
    - Zgoda. 
    Łatwiej negocjować umowy o milionach niż z czteroletnim dzieckiem. 
    Chłopiec wytrwale wywiązał się z umowy, by po chwili biegle władać pilotem. Sprzątnął talerze i poszedł do gabinetu pracować. Umowy. Organizacja. Planowanie. Nie zauważył nawet kiedy minęło dwie godziny, ale skończył wszystko. Poszedł do salonu. Ku jego zdziwieniu telewizor był wyłączony, a Yura pochylał się nad jakąś książeczką.
    - Czemu nie przyszedłeś jak minęła godzina? - zapytał. 
    - Mama nie lubiła jak ktoś jej przeszkadzał w pracy. Zawsze się denerwowała. - powiedział. 
    - Ja się nie będę denerwował. Co tam masz? - spojrzał mu przez ramię. 
    Chłopiec miał otwarty zeszyt w którym pisał wciąż tę samą literkę, a raczej odwzorowywał. Co prawda najprostszą, bo U, ale Sasuke wypełniła swego rodzaju duma. 
    - Umiesz pisać? 
    - Jak mieszkałem z tatą to tam pokazano nam już literki. Albo rysowaliśmy. Mi bardziej podobają się literki. - dodał po chwili. 
    Sasuke spojrzał na zegarek. 
    - Młody, idziemy się przejść? - spytał. 
    Chłopiec energicznie pokiwał głową. 

Betowała: Vialette Lantielle

Od Autora: Rozumiem, że macie prawo już zbytnio nie lubić Sakury, ale może dajcie jej jeszcze szanse? :) Ona zda sobie sprawę w jakie bagno wlazła. Chcę ją z tego wyciągnąć, potrzebuje jeszcze chwili. To jak supeł gordyjski. Ciężki do rozwiązania, ale możliwe by to zrobić.













piątek, 4 marca 2016

15. " O ja ciesz pierdziele"

    Pierwszym, co usłyszała zaraz po przebudzeniu się na kanapie w własnym domu, była rozmowa. Dwa męskie głosy. Wyszła spod koca i usiadła. To był bardzo kiepski pomysł. Dopóki leżała nie odczuwała skutków wczorajszego „zapomnienia”, ale zupełnie inaczej było kiedy podniosła głowę, a jej pijany jeszcze błędnik zaczął szaleć. Zamknęła oczy, głęboko oddychając. Wstała i po omacku doszła do źródła dźwięku. 
    - Dzień dobry - ton był stanowczo za wysoki, na jej struty organizm. 
    - Zamilcz. - warknęła. 
   - Poczekaj. - słyszała jak mechanizm w żaluzjach zaprotestował. - Teraz możesz otworzyć oczy. 
    Ostrożnie otworzyła oczy i pierwszym, co zobaczyła, był obrazek, jakiego by się nigdy nie spodziewała. Mam omamy. Zbyt dużo alkoholu. 
    - Mama! - wykrzyknął Yura, jedzący śniadanie. 
   - Kochanie, nie tak głośno. - szepnęła, uśmiechając się i zajmując miejsce obok chłopca. - Mama bardzo źle się czuje. - pogłaskała go czule po głowie. 
    - Jesteś przeziębiona? - powiedział już normalnym tonem. 
  - Raczej porządnie struta. - szepnął konspiracyjnie Neji do Sasuke, po czym oboje uśmiechnęli się za swoich kubków kawy.  
    Zgromiła ich spojrzeniem. 
    - Przejdzie mi do jutra. 
    Po chwili przed jej nosem, pojawił się kubek pełen parującej czarnej cieczy. Wzięła kubek w dłoń i spojrzała podejrzanie na...Sasuke. 
    - Nie zatrułem. Wszyscy pijemy tę samą kawę.  
   Przed jej nosem pojawił się również talerz jajecznicy. Sam zapach spowodował, że natychmiastowo zerwała się z krzesła i żaden błędnik nie zatrzymał jej przed dotarciem do muszli toaletowej. 
    Nigdy więcej. Nigdy więcej, Haruno. 
    Poczuła jak ktoś zbiera jej włosy i czule głaszcze po plecach. Na chwilę zniknęła dłoń, a dotarł dźwięk wody. Jej ciało przeszły dreszcze, ale nie dlatego, że dłoń była strasznie zimna od wody. Jej ciało reagowało tak na jedną osobę. Jej żołądek nie odpuszczał, a ciągłe torsje powodowały nieprzyjemne spięcie mięśni. Dłoń co chwilę znikała, by wrócić chłodniejszą. Kiedy tylko wszystko się skończyło, a ona podniosła głowę z porcelanowej otchłani, czuła wstyd. Zażenowanie. Niebotyczne zmęczenie psychiczne. Zauważyła jednak, że to ostatnie jest mniejsze niż każdego wcześniejszego dnia. Zbyt słaba, żeby się utrzymać o własnych siłach, podczas klęczenia, miała się położyć na zimnej podłodze, ale mężczyzna był szybszy. Delikatnie przyciągnął jej ciało do swojego. Oparta ramieniem o tors mężczyzny, po raz pierwszy czuła się na swoim miejscu. 
    - Dlaczego Sasuke? - szepnęła - Mogłeś....
    - Mogłem, co? - odparł równie cicho co ona. - Mogłem zostawić cię z Neji. Mogłem w ogóle zostawić cię omdlałą, wtedy, w windzie. Mogłem wiele rzeczy, ale jestem tutaj, i nie pytaj.
    - Która godzina? - Słyszała, jak spuszczał wodę i opuszczał deskę. 
    - Dochodzi pewnie dziewiąta. 
    Gwałtownie podniosła się. 
    - Spokojnie, Neji zawiózł Yurę do opiekunki, ale czas stać się rodzicem, bo on wylatuje dziś o 13 - powiedział głosem tak chłodnym, że Arktyka to przy nim Hiszpania w środku lata. 
    - Super. 
    Tylko tego potrzebowałam.

    - Witaj, Thomas. - powiedziała do szofera. 
    - Witam, pani Haruno. - otworzył drzwi od samochodu. 
   - Jak się czujesz? Już wszystko w porządku? - siedziała już w samochodzie i włączali się do ruchu. 
    - Tak. To był tylko fałszywy alarm. - uśmiechnął się w lusterku. 
    Skinęła głową. Obraz za oknem zmieniał się z spokojnego osiedla, na coraz bardziej zabudowany teren. Pełne korków. Pośpiechu. Ludzi biegnących za karierą. Lubiła to miasto, ale tylko z widoku okna. Nie znosiła hałasu. Szczególnie po 'zabawowej' nocy, kiepskim poranku. Pomijając to, że głowa pękała jej na wszystkie strony świata.
    Otwierając drzwi przed firmą, miała ochotę schować się z powrotem w samochodzie. Tam gdzie była cisza. Wytłumienie. Szybko przeszła przez ulicę i weszła do holu. Okularów nie miała zamiaru zdejmować – podkrążone oczy nie były powodem do dumy. Wszyscy spoglądali ciekawie na nią. Wyprostowane włosy, czarne okulary. To było dziwne. Reszta była standardowa. 
    Ledwo weszła do windy, a wcisnęła odpowiedni guzik i przy okazji ten przyśpieszający zamykanie drzwi. 
   Drzwi się zamknęły, a ona poczuła po raz pierwszy poczuła się zagubiona. Bycie dziś w ramionach Sasuke było uzależniające. Cholernie tęskniła za nim od paru ładnych lat. Nikt nigdy nie był w stanie go zastąpić choć w najmniejszym procencie. Nie rozumiała do czego dążył. Nie rozumiała co chciał lub chce osiągnąć. To wszystko było zbyt skomplikowane – albo przynajmniej zbyt skomplikowane na jej nietrzeźwy w umysł. 
    Kiedy wyszła z windy, natychmiast tego pożałowała. Po raz kolejny tego dnia chciała zamknąć drzwi, które wytłumiały wszystko. 
    - Pani Haruno, dokumenty do podpisania. - pierwszy krok za windą, jeszcze sześć do gabinetu. 
    - Pani Haruno, nowi stażyści przyszli - trzy kroki za windą, jeszcze cztery do gabinetu. 
    - Pani Haruno, listy z sądu -  pięć kroków za windą, dwa do gabinetu. 
   - Pani Haruno… - trzask drzwi dobitnie uświadomił wszystkim, gdzie miała w tej chwili wszystko, czego od niej chcieli. 
    Podniosła telefon i wcisnęła przycisk, łącząc się z Mią. 
   - Mia, przynieś mi tabletki na ból głowy, wodę i przyślij do mnie Deidarę, z wszystkim co mają. Tylko żeby to coś nie miało tętna i głosu!
    - Tak jest.
    Odłożyła słuchawkę, torbę postawiła na biurku i, w okularach, opuściła rolety do połowy, chcąc zmniejszyć ilość światła wpadającego do pomieszczenia. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. 
    - Pani Haruno… - zaczął blondyn 
   - Jeżeli odezwiesz się głośniej niż szeptem lub, co gorsza, trzaśniesz drzwiami, to wylecisz nim zdążysz się obejrzeć. - warknęła, przerywając mu w połowie. 
    Ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Nic nie mówiąc podał jej tabletki i wodę. Połknęła i skinieniem głowy pozwoliła by zaczął swój monolog. 
    - Pani Haruno - zaczął szeptem. - Oto dokumenty do podpisania i przejrzenia. - podał niewielką ilość dokumentów. - Listy i wiadomości dla Pani. - koperty i kolorowe karteczki. - Pan Sai Hino zjawi się tu za pół godziny - poinformował, gdy przeglądał dokumenty w teczce. - Sprawy najpilniejszych klientów - zdjęła torbę z biurka i postawiła pod oknem, a na biurku przed nią położono najciszej jak można było parę akt spraw. - O 16 musi być Pani w sądzie. A to są dokumenty stażystów. 
    Spojrzała na Deidare. Jego ręce były puste, za to jej biurko zawalone papierami. 
   - Deidara. - powiedziała i zdjęła okulary. Zdziwienie było widoczne. Zmęczenie a popularnego Kaca bardzo łatwo rozróżnić - Umów mnie z prokuratorem. 
    - Od czego? Spraw karnych? Cywilnych? 
    - Muszę zmienić akt urodzenia mojego syna. 
    - Syna? - zdziwienie sięgnęło zenitu. 
   - Deidara. - warknęła. - Umów. - obrócił się i już miał wychodzić - Mam migrenę i jeśli usłyszę choć pogłoskę o innej wersji, to nie znajdziesz pracy nawet na Syberii. - przełknął ślinę i wyszedł. 
    - Straszna suka ze mnie. - szepnęła sama do siebie, zabierając się za robotę. 
   Deidara wyszedł, a ona zatopiła się w papierkowej robocie. Mimo wszystko nadal gdzieś po głowie tłukły się słowa Sasuke, kiedy wychodziła z domu. "Dziś było inaczej, ale kiedy wrócisz… wtedy wszystko wróci do normy.". Wiedziała, że to co jest piękne nie może trwać wiecznie, lecz nie wiedziała co znaczy dla Sasuke "norma".

    - Wiesz, że powinniśmy częściej wyjeżdżać w jakieś odludne miejsca?- szepnęła. 
   Poczuła jak ramiona Sasuke mocniej zaciskają się na jej ramionach, a on sam był coraz bliżej niej. 
    - Dlaczego?- wyszeptał jej wprost do ucha. 
   Czuła jak jego usta muskały jej ucho. Całe ciało się napięło. Dreszcze przeszły jej ciało, a ona sama rozpłynęła się. 
    - Ponieważ...

    Dźwięk telefonu wybudził ją z letargu. Spojrzała na urządzenie. Mia.
    - Tak? 
    - Sai przyszedł. 
   - Wpuść go. - odłożyła słuchawkę. - Wejdź, Sai. - powiedziała, kiedy w drzwiach pojawiła się głowa mężczyzny. - Nie czaj się. 
    - Czaję się, ponieważ uprzedzono mnie o twoim podłym humorze i migrenie. - usiadł w fotelu na przeciw niej. 
    - Cóż. Każdemu może się zdarzyć. Ale koniec o mnie. - spojrzała poważnie. - Masz mi szczerze powiedzieć o co chodzi. Dlaczego cię aresztowali. Co zrobiłeś, a czego nie zrobiłeś. 
    Odłożyła dokumenty na bok rozsiadła się w fotelu. 
    - Sprowadzam obrazy znajomego z Egiptu do mojej galerii. Wszystko było dobrze, ale bramka na lotnisku zapiszczała kiedy przepuszczali ją przez jakieś chore urządzenie. W każdym razie obraz jest malowany bardzo starymi farbami i… nie znam się na tym co tam jest, ale piszczało. Pomijam w ogóle fakt, że zgubili jakiś tam świstek papieru mówiący, że te obrazy omijają wszystkie bramki. Nie ma tam nic niebezpiecznego. Żadnych promieniujących substancji. Żadnych narkotyków. Nic. A oskarżyli mnie o przewożenie niebezpiecznych przedmiotów. 
    - Załatwię to. Obrazy będą ci dostarczone jutro. Zlecę to komuś od takich spraw, ok? Cieszę się. 
    - To to by było wszystko. - powiedział. 
    - Muszę cię przeprosić, ale muszę być sądzie za pół godziny. - spojrzała na zegarek. 



    Widział ją, jak szła korytarzem. Jej pewny krok. Jej zdecydowanie na twarzy. Jej pewność siebie. To wszystko sprawiało, że była niepokonana. Sądził, że da radę wytrzymać na korytarzu. Nie chciał, by go widziała. On nie chciał jej widzieć, ale jakaś siła, silniejsza od niego, nazwana przez ludzi ciekawością, skierowała go na salę sądową, gdzie od ponad godziny pracowała. 
    - Czy oskarżony utrzymywał kontakt wzrokowy z ofiarą? - zapytał mężczyzna, kobietę siedzącą po między sędzią a ławą przysięgłych. 
    - Sprzeciw, Wysoki Sądzie! - donośny głos Sakury wstającej od razu z krzesła skierował jego wzrok na nią. - Nie można udowodnić kontaktu wzrokowego. - uśmiechnęła się. - Mojego klienta nic nie łączyło z ofiarą. 
    - A to, że robili zakupy w jednym miejscu, to nic? - odparł mężczyzna stojący na środku sali. 
   - Panie Prokuratorze. Ja i pan robimy zakupy w tym samym sklepie. Czy to o czymś świadczy? - zapytała z ironią. - Wysoki Sądzie, to nie ma sensu. Mojego klienta nic nie łączy z ofiarą. Nic oprócz wspólnego miejsca zakupów, ale zakupy robi też tam tysiące innych osób. Też ich oskarżymy?  
    Sędzia spojrzał się krytycznym wzrokiem na prokuratora. 
    - Oddalam pytanie. Czy to wszystko? - zapytał znudzony. 
    - Tak. 
    - Pani Haruno. Zechce Pani podsumować swojego klienta? 
    - Oczywiście. 
  Zlustrował ją wzrokiem; od wysokich gustownych szpilek, po zgrabne łydki, wyraźną talię, długie włosy spięte w niezdarnego koka. Urok jaki wokół siebie roztaczała powalał na kolana. 
   - .... więc, tak jak mówiłam, mój klient jest niewinny. Dziękuję. Wysoki Sądzie, ławo przysięgłych.
  Niezbyt wiedział co mówiła wcześniej, ale był zbyt zajęty przyglądaniem się jej sylwetce. Kiedy się ocknął z tego chwilowego letargu, odwrócił się i wyszedł. 

    Widziała, jak wychodził. Chciała na chwilę do niego podjeść, lecz niestety on miał inne plany, które jej raczej nie uwzględniają. 
    - Pani Haruno, telefon do Pani. - powiedział Deidara.
    - Sakura, do cholery, gdzie ty łazisz?  
    - Co się wydarzyło, Em? - chyba jeszcze nigdy nie była tak zdenerwowana. 
    - Kiedy będziesz w biurze? 
    - Za jakieś dziesięć minut. Coś poważnego? 
    - W cholerę. 


    Całą drogę z sądu Deidara mówił jej rzeczy, które wiedziała już od bardzo dawna. Pamiętała o wszystkim, co ma do zrobienia. Najbardziej jednak zastanawiało ją, czego chce od niej Emma. Nigdy nie była jeszcze tak zdenerwowana. Nie wiedziała co mogło wywołać u niej takie emocje. Jedno było pewne, że albo to będzie coś tak błahego, a Ona tylko udawała, albo, jak to Emma, wyrzuci jakąś bombę, której nikt się nie spodziewa. Jeżeli będzie to pierwsza opcja, Sakura będzie musiała jej powiedzieć, że ta sztuczka działa tylko raz. 
    - Deidara. - zatrzymała się tuż przed wejściem do biura. - Dlaczego ty nadal mówisz. 
    - Ponieważ...
    - Nie, nie. To nie było pytanie. - weszła do biurowca. 
   Czas na zmiany. Dojrzała do pewnych zmian w ciągu chwili. Wiedziała, że kiedyś to się stanie. Mogło trwać to dłużej, ale dopiero teraz zrozumiała, że za wiele rzeczy robiła sama. 
   - Poszukaj swojego następcy. Dalej będziesz się uczył u Kakashiego Hatake. Przywieź mi strój na kolację z Akasuna. Niech samochód podjedzie po mnie o 20, a odbierze mnie o 21.30. Gdzie są dokumenty dla mnie do podpisania? Wezwij do mnie osobę odpowiedzialną za wygląd mojego piętra. Mam nadzieje, że umówiłeś mnie z prokuratorem jeszcze na dziś. 
   Wysiadając z windy nie poszła, tak jak zwykle, do swojego gabinetu. Tym razem poszła prosto do gabinetu Emmy Veal. Otworzyła drzwi i pierwszym, co zobaczyła, była siedząca za biurkiem kobietę. Sakura zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do krzesła, stojącego naprzeciwko kobiety. Położyła torbę i spojrzała na to samo co Emma. Czystą szklankę i, prawdopodobnie, whisky w pięknie zdobionej butli. Nie piła. Patrzyła. 
    - Co się takiego stało? 
  - Wiesz, że Itachi rozstał się z poprzednią partnerką, ponieważ nie chciał… jakby to powiedzieć… nie chciał zakładać rodziny? - spytała łamiącym się głosem. 
   - Teraz wiem. No i co z tego? - spytała zdejmując płaszcz i rzucając na krzesło.
   - Jestem w ciąży. - rzuciła na wydechu. 
  Patrzyły na siebie w całkowitej ciszy. Niezakłóconej niczym, oprócz ich własnych oddechów. Ciszy, pełnej wymienianych spojrzeń. Jedno przerażonych, pełnych obaw. Drugie pewne siebie, acz kolwiek w tej chwili straciło pewien rezon i było pełne zdziwienia.
    - O ja ciesz pierdzielę.  



Od Autora: No to co, kochani? Już jestem z nową notką. Co w na to? Świat Sakury za chwilę zmieni się o 180 stopni. Mam już na to całkiem niezły plan. Jeżeli znaleźliście jakieś błędy to dajcie znać w komentarzach. Całusy, kochani :* 

Betowała : Vialette Lantielle. 

Followers