czwartek, 9 listopada 2017

23. Zasypianie i nagła pobudka


Ed Sheeran - Perfect


Siedziała już którąś godzinę wpatrując się w czarny, pusty ekran laptopa. Za oknem słońce ustąpiło księżycowi, a ona została. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Pozwoliła mu się zbliżyć. Otworzyła się przed nim i dała się poznać, w każdy sposób znany człowiekowi. Odważyła się i powiedziała mu, że nie chce być dłużej w relacji takiego rodzaju. Nie chciała takiego układu. Chciała czegoś więcej, a w rezultacie została z niczym. Z niczym? Ma firmę znaną na całym świecie. Ma nazwisko które zna prawie każdy w jej branży. Bogactwo i sława w dwóch słowach. Ma wszystko o czym kiedyś marzyła i inni pragną, a mimo wszystko czuła że została z niczym. Została z złamanym sercem, a w głowie tłukło jej się jedno zdanie, które wypowiedział. Cztery wyrazy. Dwadzieścia liter. Sześć samogłosek. Czternaście spółgłosek. Odprowadzę cię do drzwi.
        Do jej gabinetu wchodzili ludzie. Mówili do niej, ale ona nie słyszała. Jak ktoś  postarał się i znajdował się na linii jej wzroku to i tak nie wiele dało. Ona była w swoim świecie w którym zapanowała arktyczna zima, gdzieś gdzie uczucia były zakopywane, gdzieś gdzie nie istniało coś takiego jak głos serca, lecz niestety ciałem była w świecie gdzie ilość dokumentów do podpisania, przejrzenia czy cokolwiek innego do zrobienia z nimi drastycznie rosła. Jednak ona nadal siedziała. W tych samych ubraniach w których od niego wyszła. Nawet nie pamięta jak znalazła się w gabinecie. Droga całkowicie jej umknęła. Oddychała. Serce biło, lecz ona nie żyła. Ona tylko istniała. Egzystowała bez przyjemności bycia, którą dawał jej on. Każdy kto wchodził do jej gabinetu i był tam przynajmniej raz, był zdziwiony. Szanowana pani prezes siedzi tępo wpatrując się ekran pośrodku czegoś co przypominało magazyn makulatury. Dokumenty nie mieszczą się na biurku, co jest niespotykane, gdyż każdy wie że ona nie znosi zaległości, a co gorsza bałaganu. W dodatku zamiast w ołówkowych spódnicach siedzi w jeansach, a eleganckie bluzki lub koszule zostały zastąpione koronkową bluzką i czarną skórzaną kurtką. Czarne szpilki leżą niedbale pod biurkiem. Podbródek oparty na kolanie przyciągniętym do klatki piersiowej. Podsumowując jej stan - obraz rozpaczy, a do nędzy i rozpaczy było już niedaleko, jeszcze tylko parę godzin. 
        Mężczyzna od którego wyszła nie był wcale lepszym stanie. Kiedy zamknął za nią drzwi, starał się wrócić do pracy, ale niestety była to daremna próba. Nie mógł skupić się na niczym, a o przypomnieniu sobie jakichkolwiek przepisów prawnych, których chciał użyć do sprawy to mógł zapomnieć. Tłumaczył sobie że zaskoczyła go, przyszła i powiedziała… co powiedziała. Zburzyła układ idealny według niego, a przecież to o n a była tą która się nie angażuje. To ona była tą zimną jak lód w ich układzie. Analizującą wszystkie za i przeciw.
Kiedy wszedł do sypialni, nie wiadomo skąd poczuł jej zapach. Tak aksamitny, a zarazem wyrazisty. Tak podkreślający swoją uwodzicielską stronę, ale też swoją niewinność. Do dziś pamiętał co o niej pomyślał kiedy pierwszy raz ją ujrzał. Ta kobieta ma dwa oblicza. Wyglądająca niewinnie. Drobna. Niska. Wyglądająca tak niepozornie, do czasu… Do czasu aż się nie odezwała i nie sprowadziła go do parteru w najlepszy sposób jaki kiedykolwiek spotkał, zresztą nie tylko on, ale także prokurator, sędzia i ława przysięgłych.  Nie dała sobie wejść na głowę, więc jakim cudem pozwoliła żeby uczucia nią zawładnęły? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Podszedł do fotela w rogu pokoju, kiedyś coś przykuło jego uwagę. Podniósł śliski i delikatny materiał. Chustka. Jej chustka. Pamiętał jak przyszła do niego w niej. Jak ją zdejmował, jak miał ją jej oddać kiedy będą się widzieć. 
        W tle cicho leciała muzyka z radia stojącego na oknie. Kiedy usłyszał pierwsze słowa o mało nie zaśmiał się z ironii losu. 

Wpatrzony był w nią
Mówił sobie to ostatni raz
Układał z jej rąk całe zdania
Nocą czytał je sam 
Z pamięci odtwarzał każdy ruch
Ze szczegółów rozbierał ją
W myślach miał więcej niż brak słów
Więc marzeniom otarł łzy, 
By już nie chciały przyjść

I tak śnił, o niej śnił
Noce, dni, o niej śnił

Jej zapach już znał
Kiedyś ukradł go, gdy stała w drzwiach
Resztę wymyślił sam
Nocą znów zapomniał przez nią spać
Tak pragnął się skupić gdzieś w niej
Na rozgrzanym ciele szukać tchu
Oddychać jej ciepłem przez sen
Idealnych szukał słów, by zostać chciała już

Kiedy znów zbudził się jej nie było
Odtąd na dobry sen miał inną *

        Ile to razu powtarzał sobie że więcej to się nie powtórzy, więcej się nie spotkają, chyba nie zliczy. Poznawał ją z każdym spotkaniem, które wbrew pozorom nie zawsze kończyło się w łóżku. Czasami po prostu zjedli razem kolację, a ona doradzała o co mógłby zapytać informatyków w sprawach które prowadził, albo kiedy razem oglądali stare czarno-białe filmy. Pamiętał jak dziś jak leżała oparta o jego klatkę piersiową, a on bawił się jej palcami. Jedyne co pamiętał z tego wieczoru to jej piękne dłonie. Smukłe, długie palce, którym nie raz przyglądał się jak wędrowały po klawiaturze, zakończone długimi paznokciami. Nie mógł się wtedy skupić w ogóle na filmie. Do dziś nie wie nawet jaki film oglądali. Wiedział, że była skryta, wręcz bardzo skryta. Powoli poznawał ją, kiedy on miał wrażenie, że ona zna go na wylot, że wie o nim wszystko. Nagle dotarło do niego, że ich układ już dawno, dawno temu przestał polegać na tych zasadach, które ustalili. Nie wiedział jak to się stało, ani kiedy. Jak to mówią dzieci: samo się zrobiło. Ktoś kiedyś powiedział mu, że zakochiwanie się jest jak zasypianie. Dzieje się to powoli i nawet nie wiesz kiedy to się stanie. Zdał sobie sprawę jak bardzo zawalił kiedy powiedział, że odprowadzi ją do drzwi. Przysłowiowo dał ciała na całej linii. A co gorsza, nie wiedział jak może mógłby to naprawić, bo zdawał sobie sprawę, że ta droga którą przeszli właśnie została zniszczona, a budowa nowej potrwa masę czasu, o ile w ogóle będzie taka możliwość. Wiedział jedno. Nie będzie innej na dobry sen. Uparta blondynka, która zawróciła mu nie wiadomo kiedy w głowie była jego wspaniałym snem. 


        Obracała w dłoni telefon. Nie chciała wierzyć że to znowu się stało. Obiecywała sobie, że tamten raz był ostatnim. Nigdy więcej się nie zakocha. Nie odda żadnemu mężczyźnie swojego serca. Nie chciała przeżywać tego ponownie, a teraz znowu się to dzieje. Pamiętała jak długo się podnosiła po Christianie. Pamiętała biel i czerń, splamione krwią. Pamiętała każdy moment, każdy mały gest, każdą małą rzecz. Jego oczy zachodzące mgłą. Tak bardzo chciałaby dostać amnezji. Zapomnieć. Nie czuć. 
Włożyła telefon do torby. Weź się w garść. Znowu popłyniesz w pracę, może kolejny kierunek studiów... Wzięła głęboki wdech i rozejrzała się dookoła. Wyciągnęła pudełko z szafy i wkładała tam, tak zwaną papierkową robotę. O wiele bardziej wolałaby siedzieć i pisać programy, niżeli wypełniać jakieś kwitki. Kiedy pudełko było pełne. Obejrzała biuro. Większość dokumentów się nie zmieściła. Spojrzała za okno. Było już ciemno, a zegarek wskazywał 23.12. Odłożyła pudełko na bok i zajęła się przeglądaniem dokumentów wpierw na biurku, żeby miała miejsce. Czytała, podpisywała, sprawdzała i ołówkiem podkreślała błędy, a także pisała notatki dla innych. Kiedy biurko było w miarę ogarnięte i było je widać, co było ogromnym postępem, zajęła się uzupełnianiem kalendarza i pisaniem notatek dla swojej sekretarki. 
        Kalendarz prowadziła sama. Wybierała spotkania i tylko notowała, które są do potwierdzenia. Wolała nie zostać drugi raz umówiona na spotkanie z osobą, z którą niezbyt chciała. Grunt, że znalazł się system gdzie wszyscy byli zadowoleni. Wrzucała po kolei kolorowe karteczki do kosza, po odnotowaniu na kartce lub w kalendarzu. Po jakimś czasie gabinet wrócił do swojego stanu w jakim zawsze był. Wszystko na swoim miejscu. Kobieta zakładała kurtkę kiedy do gabinetu wszedł ochroniarz po którego wcześniej zadzwoniła. 
           - Dobry wieczór, chociaż raczej dobra noc. - powiedział 
           - Dobra noc, Pani Janovski - uśmiechnęła się grzecznie - Pomógłby mi pan znieść te dwa kartony dokumentów do samochodu? 
           - Pani za dużo pracuje - powiedział biorąc pudła 
           - Nie zaprzeczam - powiedziała chowając laptopa i telefon do torby - samochód stoi tam gdzie zwykle 
Mężczyzna skinął głową i wyszedł. Niedawno wchodziła do tego gabinetu po raz pierwszy. Dziś chciałaby żeby wychodziła z niego po raz ostatni. Była zmęczona. Nie miała celu, ani marzeń. Miała wrażenie, że życie ucieka jej przez palce. Biegnie przez nie ciągle potykając się o własne nogi. Przegapia co ważniejsze chwile, a kiedy już gdzieś była na czas i wszystko zapowiadało się pięknie los rzucił jej pod nogi belę cierpienia. Nigdy nikomu nie mówiła. Sakura wiedziała, bo była tam. Inni słyszeli, ale blondynka nie życzyła sobie rozmowy na ten temat z nią lub w jej otoczeniu… po prostu wiedziała, że gdyby ktoś wymówił jedno imię, jednego dnia wszystko mogłoby runąć jak domek z kart na wietrze. Jej wizerunek idealnej, choć on chyba legł już dzisiaj. Jej maska pozornego uśmiechu. Praca wielu miesięcy ległaby w gruzach.
Zatrzymała samochód na poboczu drogi, gdzie widać było z góry światła miasta, które chyba nigdy nie śpi. Jedne punkciki gasły, inna się zapalały. Lubiła w tym miejscu jedną rzecz, ciszę. Nie słyszała niczego oprócz trawy poruszanej przez wiatr. Szelestu liści i tej ciszy. Tutaj cisza miała swój dźwięk. Wsiadła na miejsce kierowcy i ruszyła do domu. 
Mieszkanie urządzone było ze smakiem w ciepłych, spokojnych, stonowanych barwach. Kiedy świeciło słońce wszystkie pomieszczenia były go pełne, a w piękne księżycowe noce przez drzwi na taras widziała swojego białego przyjaciela przy którym przepłakała wiele nocy, z którym ucięła sobie wiele pogawędek, a który przez okno w sypialni, gdzie także było go doskonale widać, oddawał ją w krainę Morfeusza, kiedy traciła nadzieję na sen tej nocy. Pudełka zostawiła na stole naprzeciw tarasu i poszła do kuchni nalać sobie wody. Zdjęła szpilki i poszła wziąć prysznic. Miała nadzieję, że choć trochę ją to zamuli i pójdzie spać. A przynajmniej odda się w stan czuwania. Niestety próżne jej nadzieje. Podeszła do jednego z kartonów i zaczęła nadrabiać zaległości. Ciężko jej było uwierzyć, że przez jeden dzień było tyle roboty, ale to może dlatego że Carol jest na urlopie do końca tygodnia. Dziś przyszła jej pewna myśl. Może by tak zapisać się na jakieś studia. Uczyć można się zawsze i w każdym wieku, jak to mawiała jej babcia na naukę nigdy nie jest za późno. Zawsze uciekała w naukę i pracę. 
Nagle przyszła jej myśl, że Christian zawsze śmiał się, że gdyby nie on to ona byłaby profesorem w wieku 25 lat. Spojrzała na chwilę na księżyc i wiedziała, że on gdzieś tam jest i czuwa nad nią. Tylko ta myśl trzymała ją przy życiu przez pierwsze miesiące. Poczuła potrzebę, żeby go zobaczyć. Usłyszeć. Wiedziała, że gdy włączy ten film, który trzyma w dłoni, potrzeba tego by ją przytulił, by mogła go dotknąć będzie tak pierwotna, tak silna, że może się to źle skończyć. Odłożyła film na urządzenie i poszła do sypialni. Przykryta kocem patrzyła w księżyc. Przypomniał jej się moment, kiedy jeszcze tydzień temu leżeli z Ka i patrzyli przez okno w gwiazdy. Opowiadał jej o konstelacjach, przesuwając palcami po jej ramieniu, lekko dmuchając powietrzem na jej kark. Wiedziała, że Chris chciał, żeby była szczęśliwa. Będzie go kochać całe życie i jeden dzień dłużej, ale w jej sercu po jego odejściu zrobiło się strasznie dużo miejsca, które Ka wypełnił. Czuła, że dobrze zrobiła mówiąc mu o swoich uczuciach, ale żałowała efektów. 





Wychodziła z uczelni, szukając czegoś w torbie, kiedy na kogoś wpadła. Rzeczy wypadły jej z torby. Westchnęła zdegustowana. Ciążowy brzuch utrudniał jej mocno takie rzeczy jak pochylanie się czy schylanie. Przeklinała tę osobę, przez którą będzie musiała to zrobić. 
           - Przepraszam - usłyszała i nawet nie musiała się schylać, kobieta o bardzo znajomym głosie podała jej rzeczy i poszła dalej. 
           - Hana? - zapytała, choć nie była pewna. 
Blondynka odwróciła się. Była ubrana inaczej niż zwykle. Zwykły czarny top na grubych ramiączkach, podarte dżinsy i szary za duży sweter, który wyglądał jakby ktoś robił go na drutach, no i nieodłączny znak pani prezes…. Nagle zdała sobie sprawę, że krótkowłosa wcale nie ma szpilek, a najzwyklejsze w świecie białe trampki. Torba na ramieniu z którego wystawały zeszyty z długopisami i laptop. Prawniczka zmarszczyła brwi. Pani prezes wyglądała jak studentka. Zmęczona pani prezes… dodała w myślach, kiedy zobaczyła cienie pod oczami, których nie zakrył nawet korektor. Mówi się także, że oczy są zwierciadłem duszy. W oczach blondynki było widać zawiedzenie światem, a także ból. Ogromny, nie pozwalający normalnie żyć, ból. 
           - Emma? Co ty tu robisz? 
           - Załatwiałam coś dla klienta, a ty? - wskazała dłonią na torbę - Wykładasz? 
           - Wiesz tak jakoś… Studiuje. Zaczęłam specjalizację z trzeciego kierunku, aplikacji mobilnych, jakieś… dwa tygodnie temu - podrapała się nerwowo po karku 
           - Pani prezes, nie byle jakiej marki, zarządza firmą i jeszcze studiuje? - zdziwiła się 
Blondynka nerwowo rozejrzała się dookoła, jakby bała się, że ktoś mógł usłyszeć.Poprawiła nerwowo torbę na ramieniu. Brunetka wyczuła, że coś tu jest nie tak. 
            - Tak dla sportu. Wiesz… dla samej siebie. - rzuciła niby od niechcenia, ale ciemnooka wiedziała, że kto jak kto, ale Hana High była niesamowitą aktorką i doskonale maskowała swoje uczucia - Uciekam na zajęcia. Do zobaczenia. 
Nim ktokolwiek się obejrzał, a krótkowłosej blondynki już nie było. Szybka jest.  Pomimo szybkości i zręczności z jaką niebieskooka ją, potocznie mówiąc spławiła, wiedziała jedno. Coś jest na rzeczy i to coś nie daje Hanie spać. Nie znały się może szczególnie długo i nie znała jej przeszłości, choć wiedziała że w jeden dzień nie rozmawiają i jednego imienia się przy niej nie używa. Jedyną osobą, która wie coś się stało w przeszłości to Sakura. Osoba, która wie chyba wszystko, zupełnie jakby wszędzie była. 
Na takich rozmyślaniach minęła jej droga do kancelarii, gdzie spotkała Kakashiego jak wychodził z sali konferencyjnej z klientem. Zauważyła, że tak samo jak programistka był zmęczony. Cienie pod oczami z dnia na dzień były coraz wyraźniejsze, a i Hana od jakiegoś czasu nie pojawia się u nich. Jeżeli się umawiały to zawsze poza biurem. Coś co do tej pory było normalne i wierzyła w wymówki szarowłosego, teraz było trochę podejrzane. Przypomniało jej się jak jakiś tydzień temu potrzebowali na gwałt bardzo dobrego programistę, bo w komputerze Hatake coś się stało i podejrzewali wirusa oprogramowania. Kiedy zaproponowała, że zadzwoni po High, mężczyzna w ciągu godziny ściągnął drugiego najlepszego programistę w kraju ze specjalizacją z wirusów. Tak jakby się unikali, ale wtedy znaczyłoby to, że między nimi coś było. A dokładniej potwierdziłoby jej przypuszczenia. 
           - Kakashi, wszystko w porządku? Kiepsko ostatnio wyglądasz. - martwiła się o nich. 
           - Po prostu nie sypiam dobrze od jakiś dwóch tygodni. Stres mnie kiedyś wykończy. - przetarł twarz, poprosił Mia’e o zrobienie kawy i zamknął się w swoim gabinecie. 
Jedno pracuje i studiuje. Drugie nie chce się przyznać przed samym sobą, do uczuć. Martwiła się o nich. Uparte pracoholiki. 

Weszła do mieszkania, gdzie Itachi na pewno już był. Wiadomo to było, ponieważ w całym domu roznosił się zapach kawy. Weszła do kuchni, gdzie przy bufecie siedział mężczyzna pisząc coś w komputerze. Zdjęła szpilki w progu i na boso podeszła do mężczyzny. Objęła delikatnie go za szyję. 
           - Już wróciłaś? - zapytał obejmując jej dłonie swoimi 
           - Raczej w końcu - westchnęła patrząc na zegarek; 16:26 
Obrócił się w jej stronę dzięki czemu mogła ona usiąść na jego kolanach. Przytulali się tak parę minut, kiedy brunetka podjęła próbę podwędzenia Itachi’emu małego łyczka kawy. Miała taką ochotę. Czuła aż wewnętrzny ścisk. To nie było już chcę, to było m u s z ę. Niestety Itachi szybko się zorientował i odstawił kubek dalej. Na co Emma fuknęła jak rozjuszona kotka. Mężczyzna nie mógł powstrzymać śmiechu i zaniósł kobietę na rękach na kanapę. Gdzie usiadł z nią. 
           - Jesteś straszny, wiesz? Nawet łyczka nie mogę? 
           - Jesteś w ciąży. Kawa nie jest wskazana. Ustąpiłem w  sprawie tych niebezpiecznych szczudeł, które uwielbiasz nosić. - powiedział masując jej nogi - Poza tym… Nadal mi nie odpowiedziałaś. 
           - Na co? - spytała niezbyt rozumiejąc kiedy padło pytanie, ale mogła to przeoczyć, było jej zbyt dobrze gdy jego dłonie błądziły po jej nogach
           - Czy wyjdziesz za mnie… - powiedział. 
           Kiedy padło to pytanie spięła się. Nie dlatego, że nie znała odpowiedzi, ale nie wiedziała dlaczego on to robi. Zbyt wiele spraw potoczyło się za szybko w ich relacji. Dziecko. Mieszkanie razem. Znając siebie dobrze wiedziała, że kiedy się przestraszy wycofuje się rakiem i po chwili jej nie ma. Teraz się bała się. Nie chciała uciekać, ale bała się, a od tego nie duży krok do przestraszenia. Nie wiedziała też, czy mężczyzna robi to dlatego, że tak powinien, że taki ma obowiązek. Spłodził dziecko i  n a l e ż y się oświadczyć. Czy dlatego, że chce. Po za tym ona chce się rozwijać, a większość jej koleżanek ze studiów zaczynały swoją historię podobnie. Wpadka. Mieszkanie razem. Pierścionek. I nim się obejrzały, a z prawników mężczyźnie zrobili z nich prywatny sprzęt AGD. Ona chciała się rozwijać. Osiągać kolejne sukcesy na sali sądowej, a istniało ryzyko, że skończy tak jak inne. 
            - Emma? 
Zabrała nogi i poszła do torby, wyjąć akta spraw które miała zrobić. Postanowiła udawać, że pytania nie było. Chciała być pewna, że nawet później ona będzie mogła się rozwijać, a on nie będzie nigdy żałować tego że się oświadczył. 
           - Tak, Itachi? 
           - Nie odpowiedziałaś. 
           - Wiesz, byłam dziś na uczelni i nie zgadniesz kogo spotkałam… - postawiła na próbę zmiany tematu - nasza urocza Hana postanowiła zrobić trzecią specjalizację 
           - Nie próbuj zmie… kto wrócił na studia? 
           - Dobrze słyszałeś. Hana wróciła na studia. Dziwne, zważywszy na to, że kręcą ze sobą z Kakashim a ona tymczasem robi tak by mieć jak najmniej czasu. 
Brunet spojrzał na chwilę za okno i miał wrażenie, że historia się powtarza. Miał cholerne deja vu. 
            - Robi tak, bo skończyło się między nimi układać - oparł się ramionami o wyspę w kuchni przy której zastała go kobieta 
            - Skąd wiesz? - otworzyła teczkę, zdziwiona patrząc na Itachiego. Skąd wiedział? Przecież nie wspomniałam o swoich podejrzeniach.
            - Bo już raz kiedyś tak było… Dawno temu - ostatnie słowa wymówił szeptem. 
             - Co masz na myśli? - zainteresował ją. 
Hana od zawsze była skryta i teraz jak tak myśli to nie wie nic o jej przeszłości. Wie tylko to co było odkąd się poznały chociaż to i tak chyba nie wszystko. 
             - Pamiętasz jak opowiadałem ci o jednostce w której byłem z Sakurą i Hinatą? - skinęła głową - Hana pracowała tam gdzie my tylko, że jako haker. Ta mała cholera była najlepsza. Nie pozwoliła sobie współpracownikom wleźć na głowę, a szefostwu stawiała się jak mogła. Stąpała twardą nogą w szpilkach, po dziale gdzie była jedyną kobietą - zaśmiał się do siebie - Te dwie specjalizację, które zrobiła to były takie jak by etapy w jej życiu. Kiedy była na studiach poznała Toma. Był miłością jej życia i to jak ona się wtedy zmieniła było niewyobrażalne. Stała się otwarta. Miła. Była kompletnym swoim przeciwieństwem, ale niektórych rzeczy nawet on nie zmienił…na przykład jej upartości i ostrej szczerości. Oświadczył jej się kiedy uzyskała pierwszą specjalizację, nie pamiętam z czego to było, w każdym razie to był długi i skomplikowany tytuł nic mi nie mówiący, ale w jej środowisku to było coś. Szykowali ślub. Stali już na kościelnym kobiercu, kiedy do kościoła wtargnął jakiś wariat, który jak się później okazało obiecał jej zemstę. Postrzelił Toma prosto w serce. W jej ramionach umierała miłość jej życia. Było to zaraz po naszej misji, kiedy Sakura mogła już normalnie funkcjonować. Od tamtej pory nigdy nie widziałem jej w bieli. Nigdy. Pamiętam, że jej suknia była cała we krwi, a rozpacz jaką wtedy przeżywała była niewyobrażalna. Wpadła w depresję, przez co pogrążyła się w pracy i z depresji wyszła, wpadając w pracoholizm. Przejęła wtedy firmę, zrobiła drugą specjalizację, kolejna nazwa której wymówić nie potrafię. Poświęciła się firmie. Teraz zaczęła trzecią specjalizację co znaczy, że znowu ucieka od uczuć i coś się popsuło między nią a Kakashim. 
           - Czekaj… Ślub w kościele? - spytała - Przecież ona jest ateistką
           - To chyba samo mówi jak bardzo go kochała. Kiedyś rozmawialiśmy tak szczerze o miłości… - skupił swój wzrok na jej dłoniach - Powiedziała mi, że zakochiwanie się jest jak zasypianie, nim się obejrzysz zasypiasz. Nie rozumiałem tego, ale kiedy pojawiłaś się ty, nim się obejrzałem zasnąłem najlepszym snem jaki kiedykolwiek mógł mi się przyśnić. 
           Kobieta patrzyła na niego i widziała w jego oczach miłość tak dużą, że opisanie jej słowami jest niewykonalne. Znała odpowiedź na jego pytanie. Przesunęła swoją dłoń tak, że zakryła jego. Pocierał delikatnie jej kostki, jej długie paznokcie. 
           - Tak. - podniósł głowę i zdezorientowanym spojrzeniem patrzył jej w oczy - Tak, wyjdę za ciebie. 
Itachi podszedł do kobiety i objął ją przyciągając na tyle na ile pozwalał ciążowy brzuch. Okręcił się z nią wokół osi. Zaśmiała się perliście, bo brunet dostał jakby skrzydeł. 
           - Boję się tylko, że nie będę mogła rozwijać dalej swojej kariery. 
           - Zrobimy wszystko tak, żeby i owca była cała i wilk był syty. 




          Siedziała przed laptopem otoczona książkami i różnymi notatkami. Zapomniała jaka to nikła przyjemność uczyć się do sesji, ale lepiej raz, a porządnie. Zbliżała się już pora obiadowa, więc powinna zadzwonić po coś do jedzenia. Zjadłaby coś domowego, ale po pierwsze nie chciała się wciskać znajomym na obiad, a po drugie w temacie gotowania była beznadziejna. Była dumną posiadaczką czajnika elektrycznego, bo spaliła już chyba z 5 zwykłych. Nie możliwe, prawda? A jednak. Sięgała już po telefon by zadzwonić, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. 
Zdziwiona zmarszczyła brwi i odłożyła telefon. Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Osobę którą zobaczyła spodziewałaby się najmniej, a szok i emocje jakie pojawiły się w ciągu kilku sekund wprawiły ją w osłupienie. Miała wrażenie, że sufit wali się jej na głowę, a grunt osuwa jej się spod stóp. Z ciężkim sercem otworzyła drzwi. Za nimi stał wysoki brunet o oczach czarnych jak noc, których przegadali tak samo wiele. 
           - Co ty tu robisz? 
           - Też cię miło widzieć. Tęskniłaś za mną ? O jak uroczo… 
Ten głos i ten sarkazm, który tak k i e d y ś kochała nie mógł wróżyć nic dobrego. 




*Ania Dąbrowska - Jej zapach

niedziela, 30 kwietnia 2017

22. Wewnętrzny Głos

MUZYKA JEST OBOWIĄZKOWO DO WŁĄCZENIA !!!! 


Mijała kolejna godzina którą spędzał nad tak zwaną papierkową robotą. Niby zwykły dzień, ale coś mu mówiło, że to jeszcze nie koniec. Odkąd Yura wrócił ze szkoły był jakby nieobecny. Odrobił lekcje. Zjadł, co dziwne, cały obiad, bez marudzenia. Nie oglądał bajek. Zachowywał się jakby myślami był gdzieś indziej. Ten dzień był dziwny. Z westchnieniem zamknął laptopa i zamknął teczkę z dokumentami. Ku jego zdziwieniu w drzwiach pojawiła się mała czarna główka chłopca. Yura rzadko kiedy wchodził do jego gabinetu.
- Tato... - zaczął chłopiec płaczliwym głosem.
Kiedy mężczyzna siedział jeszcze w fotelu, chłopiec podbiegł do niego i wtulił się w jego nogi. Sasuke wziął go na kolana i mocno do siebie przytulił. Było to całkowicie nie w jego stylu, całkowicie niezgodne z jego charakterem, ale czuł, że w tej chwili ten mały człowiek tego potrzebuje, tak samo jak on od pewnego czasu. Każdy człowiek potrzebuje być przytulanym. Od czasu do czasu, ale każdy. Częściej lub rzadziej, ale bez wątpienia każdy. Chyba wiem po kim chłopak ma emocjonalność, bo na pewno nie po mnie. Starał sobie poprawić wygląd w oczach samego siebie. Nigdy nie pozwalał sobie na chwile słabości, ale od jakiegoś czasu czuł, że czegoś mu brakuje i nie potrafił sobie z tym poradzić. Wziął syna na ręce i poszedł z nim do salonu. Usiadł na kanapie, a chłopak posadził sobie na kolanach. Objął go mocno. 

- Nie zaliczę tego egzaminu - zaczynała wpadać w płaczliwe tony. 
- Zaliczysz 
Miał już dość takiego gadania. Zalicza wszystko na piątki, a przed egzaminem zawsze zaczynała płakać. 
- Nie prawda! 
Rozpłakała się na całego. Przed każdym egzaminem było tak samo, a on się zastanawia dlaczego nie dał jej środków uspokajających. Summa summarum i tak zawsze jej łzy go zmiękczały i wymiękał. Podszedł do niej i objął ją mocno. Widział jak się uspokaja. Za każdym razem tak było, a on nie mógł tego pojąć. 
- Powiedz ty mi... dlaczego zawsze jak się kogoś obejmuje gdy na przykład płacze to się szybko uspokaja? 
- Bo zaciska się układ limfatyczny i limfa wolniej płynie. W ten sposób uspokaja się tento - wyswobodziła się z jego ramion, otarła łzy - Dobra, możemy iść na egzamin. 
Jest niemożliwa, śmiał się w sobie, kiedy wchodziłą na salę

Chłopiec uspokoił się i teraz nerwowo obracał w dłoni kawałek chusteczki, którą Sasuke mu dał gdy zaczął pociągać nosem. Mężczyzna widział, że coś się stało, co miało dla Yury znaczenie, a także ogromny wpływ. Czekał, aż zbierze się w sobie. Nie lubił wyciągać z Yury informacji. Nie lubił z nikogo wyciągać informacji. Wolał jak sam mu powiedział, na tym budowali swoją relację - na zaufaniu. Fundamencie każdej relacji. 
- Zgubiłem zdjęcie. 
- Jakie zdjęcie ?
- Moje i pani w różowych włosach.



Przeglądała prace, które zrobili pracownicy. Jak tylko oddali zostali odesłani do domu, żeby przebrać się tak aby było im wygodnie. Oczywiście wspomniała, że piżama to nie ubranie do pracy. Ma być wygodnie, ale elegancko. Nie widziała sensu, żeby ktoś męczył się w szpilkach jeżeli nie musi. 
Przeglądając prace była pod  dużym wrażeniem, wykazali się niesamowitą kreatywnością. Podniosła głowę kiedy usłyszała pukanie. 
- Proszę. 
Do jej gabinetu wszedł  postawny mężczyzna. Jego długie blond włosy związane w kitkę z tyłu głowy, brązowe oczy, wyraziste rysy twarzy. To wszystko sprawiało wrażenie, że miłego, ale mowa ciała mówiła: jestem poważny, szanuj mnie, a ja będę szanował ciebie. Podał jej białą czystą kartkę i stał naprzeciwko niej, pewny siebie. Patrząc mu w oczy, odebrała od niego papier, przyglądając mu się dokładnie. Obejrzała pierwszą stronę, tak samo czysta jak druga. 
- Dlaczego? - zapytała 
- Ja pracuje na jakimś materiale, a ty dałaś mi kartkę oczekując, czego tak właściwie? Daj mi materiał do pracy to porozmawiamy. 
Uśmiechnęła się pod nosem. 
- Przypomnij mi jak się nazywasz. 
- Terence Mino. 
- Dobrze, Panie Mino. Parę spraw. - uśmiechnęła się na swój sposób, wskazując mu fotel przed biurkiem - Na jakim stanowisku pracujesz? 
- Projektowanie okładek. 
- Gratuluje, Panie Mino. Jako jedyny przyniósł pan białą, czystą kartkę - wstała podając mu dłoń - Może być Pan pewny, że zostanie Pan na tym stanowisku. 
Uścisnęli dłonie i miał wychodzić kiedy zatrzymał go jeszcze jej głos. 
- "Tyknij" mi jeszcze raz Terenc'ie Mino, a zapewniam cię, że nie znajdziesz pracy w tym kraju - usiadła w swoim fotelu - A możesz być pewny, że dotrzymuje obietnic. Jedź do domu przebrać się w coś wygodnego i wróć, spotkanie jest o szesnastej.



Yura poszedł dziś spać wyjątkowo wcześnie, ale jego męczyło nadal to co powiedział mu syn i miał przeczucie, że dziś prędko nie zaśnie. Podejrzewał, że Sakura dla Yury jest ważna, jak każda matka w życiu chłopca niezależnie od tego jaka by nie była, ale nie sądził, że jest aż tak ważna. Yura za nic na świecie nie przyznałby się do tego, że kocha Sakurę i boli go to, że jej nie ma, ale taki był mniej więcej jego przekaz. Między wierszami był aż nazbyt widoczny. Miał wrażenie, że sam chłopiec nie zdawał sobie całkiem sprawy ze swoich uczuć, nie rozumiał ich i to było najgorsze, bo tych uczuć… tego uczucia nie da się wytłumaczyć, je trzeba po prostu zrozumieć. 
Wyszedł z gabinetu. Podszedł do plecaka chłopca, który był naszykowany na dzień następny. Wyjmował po kolei każdą jego książkę i sprawdzał strona po stronie czy na pewno zdjęcia nie ma w książce. Przeglądając ćwiczenia zauważył jedną rzecz. Chłopiec pisząc liczby pisał bardzo podobnie do mężczyzny, ale kiedy pisał litery przechylał identycznie jak Sakura. Jej pismo znał bardzo dokładnie. Każdą literę napisaną przez nią by rozróżnił. Nagle natknął się na jej zdjęcie z nim. Widać było że Sakura wtedy promienieje. Uśmiechała się jak nigdy. Przetarł oczy. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Czuł się rozdarty. Zrobił zdjęcie zdjęcia telefonem, który schował do kieszeni. Schował wszystkie książki chłopca do plecaka i wszedł do pokoju chłopca. Spał jak przysłowiowy suseł. Postawił zdjęcie na szafce nocnej opierając o lampę. Odgarnął kosmyki, które chłopiec miał na twarzy. Lekko się uśmiechając wyszedł z pokoju. Teraz wiedział, że zaśnie spokojnie. Usiadł na łóżku. Spojrzał na zdjęcie, które zrobił. Już tak dawno nie widział jej takiej szczęśliwej...tak radosnej. Przesuwając palcem po zdjęciu, niechcący przesunął na inne zdjęcie. Zrobił je w noc, kiedy u niego była. Piękna. Szczęśliwa, lecz “skrzywdzona i poraniona”. Odłożył telefon na bok i schował twarz w dłoniach. Czuł się zagubiony. Nie wiedział co czuje. Kocha ją czy nienawidzi? A może pomiędzy? Może są na rozstaju dróg i teraz zależy w którym kierunku pójdzie każde z nich? Oboje wiedzieli jedno. Coś czują, lecz żadne nie wie jak te uczucia ubrać w słowa, bowiem przeciwnością miłości nie jest nienawiść, a obojętność.  



Spotkanie zakończyło się sukcesem. Każdy dostał nowy przydział lub zachował stary. Firma nie funkcjonuje gdy dobrzy ludzie są na złych miejscach. Trzeba to było zmienić. Tak jak zmieniła to w kancelarii, tak i tutaj. Przechadzała się między biurkami. Nie dotykała niczego. Jedynie gumką od ołówka, który trzymała w dłoni przesuwała rzeczy żeby niektórym się przyjrzeć dokładnie. Biurka było kompletnie różne i nie mówimy tu o budowie mebla, bo każde było takie samo. Niektóre biurka to był tak zwany “ artystyczny nieporządek” a inne schludnie prowadzone, poukładane, każda rzecz miała swoje miejsce.  Z skrajności w skrajność. Uśmiechnęła się. Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Czuła, że zaczyna od nowa. Nowe życie. 
John Locke jest angielskim uczonym, który rozwinął koncepcje empiryzmu, czyli poznawanie świata przez doświadczenie, przez bodźce które do nas docierają, a naczelnym zadaniem filozofii uczynił poznanie. Locke jest także twórcą słynnej koncepcji “tabula rasa”, czyli inaczej “czystej tablicy”. Zgodnie z teorią człowiek rodzi się jako czysta, niezapisana karta i w trakcie rozwoju, podczas życia ta karta się zapisuje cechami osobowości, kształtuje rozum i charakter. Redaktor naczelna, czuła, że dostała taką “drugą czystą kartę”. Czuła, że dostała drugą szansę. Że dostała nowe życie. Nadal ma tą pierwszą i o niej nigdy nie zapomni, ale bardzo chciała zacząć żyć inaczej, na nowo.
 Nagle poczuła czyjąś obecność. Niezauważalnie spięła się szykując do ataku lub obrony. Chwyciła dyskretnie nożyczki leżące na czyimś biurku i odwróciła się przystawiając je do szyi potencjalnego napastnika. Wypuściła powietrze z płuc kiedy zobaczyła dobrze znanego sobie wysokiego bruneta z czarnymi jak noc oczami.* 
- Nickolas - szepnęła odsuwając nożyczki od jego szyi - przestraszyłeś mnie. Co tu robisz? 
- Byłem u ciebie w mieszkaniu, ale nikt nie otwierał, pomyślałem, że jesteś w pracy. Chciałem zabrać cię gdzieś na kolację - powiedział kładąc dłonie na jej tali. 
Nawet nie zauważyła kiedy podszedł tak blisko, a przecież wieloletnie szkolenie nauczyło ją zawsze być czujnym, a nawet nie słyszała jak wszedł. Ani otwierania drzwi, ani tego jak przeszedł prawie całe pomieszczenie. Dziwne, bardzo dziwne… Może wychodzę z wprawy. Odsunęła od siebie te myśli. Tabula rasa według zasad Haruno.
Z wielką chęcią, ale padam na twarz. Jestem styrana jak ostatni koń po westernie - oparła dłonie na jego klatce piersiowej, opierając też na niej czoło i biorąc głęboki oddech, jego perfumy przyciągały ją niesamowicie
- To najdziwniejsze porównanie jakie słyszałem - zaśmiał się obejmując ją
- Miałam kiedyś klienta w mojej poprzedniej firmie. Dużo czasu z nim spędziłam i weszło mi chyba w nawyk. Zazwyczaj tego nie używam - wzruszyła od niechcenia ramionami.
- A może chińszczyzna do domu, hmm? - zaproponował
- Brzmi świetnie - uśmiechnęła się - wezmę tylko torebkę. 
Poszedł z nią do gabinetu, w którym spakowała dokumenty, laptopa i tableta. Manuskrypty zamknęła w szafie na klucz, który wrzuciła do torebki. 
- Możemy iść 
Podał jej dłoń i razem szli w kierunku jej mieszkania. Opowiadali sobie jak minął ich dzień. Ta rozmowa była dla niej tak zwyczajna jak nigdy. Nie mogła uwierzyć w to jakie ma szczęście, że spotkała takiego faceta. W to jak bardzo zmieniło się jej życie praktycznie z dnia na dzień. 
- Skocze po chińszczyznę i będę za chwilę. - pocałował ją delikatnie w policzek i zostawił ją przed wejściem do klatki schodowej. 
Weszła do mieszkania, zamykając za sobą drzwi na  zamek u góry. Odstawiła torbę na szafkę obok drzwi. Odwiesiła płaszcz. Mimo tego że był wrzesień to poranki, tak samo jak wieczory były chłodne. Weszła w głąb mieszkania. Lekko uchyliła drzwi balkonowe, żeby wpadło choć trochę świeżego wieczornego powietrza. Wstawiła wodę na herbatę. Wyjęła talerze i sztućce. Ustawiła na wyspie kuchennej oddzielającej kuchnię od salonu. Podeszła do drzwi balkonowych. Poczuła powiew świeżego powietrza. Nie mogła nacieszyć się tą ciszą jaka ją otaczała. Niestety jak to bywa w życiu, kojącą ciszę przerwał telefon. Spojrzała na wyświetlacz. Numer nieznany. Podziękujemy. Pomyślała odrzucając połączenie. Odłożyła telefon i poszła do łazienki. Spojrzała w lustro. Poprawiła makijaż, umyła ręce i wyszła z łazienki. Kiedy weszła do kuchni podskoczyła przestraszona, o mało nie zaprzyjaźniając się z podłogą. W kuchni stał Nick i wyjmował pudełka z plastikowej torby. 
- Zostawiłaś otwarte drzwi, więc wszedłem. - powiedział wskazując pałeczkami w kierunku drzwi. 
Obróciła się w stronę drzwi. Zdziwiona i już powoli lekko przestraszona. Była pewna na sto procent, że zamykała drzwi. Chyba popada w paranoję. Może już nie wykonuje misji. Może nadal jest autorytetem, ale inni nadal się szkolą, a jednego w swoim życiu była pewna. Bardzo wielu osobom zaszła za skórę i to zdrowo. Umysł płata jej już figle. Obróciła się z powrotem w stronę Nicka, który stał już znacznie bliżej niej. 
- Wydawało mi się, że zamykałam - potarła szyję ręką - Może to zmęczenie - położyła dłonie na jego ramionach. 
- To chodź, zjemy. - powiedział obejmując ją i dokładnie jej się przyglądając. 
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zaśmiała się udając lekko skrępowaną. 
- Bo jesteś piękna, mimo że poraniona i przestraszona. To nadal olśniewająco piękna. 
- Jak to poraniona i przestraszona? - zapytała kiedy usiedli do jedzenia. 
- Mam takie wrażenie, że jesteś poraniona i przestraszona. Prawdopodobnie po ostatnim związku. Ja też jestem poraniony i przestraszony. - ostatnie zdanie dodał szeptem. 
- Mój ostatni związek zakończył się rozwodem. - powiedziała. 
- Mój ostatni związek zakończył się tym, że moja żona zginęła w wypadku samochodowym. 
Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Wbiło ją w siedzenie. Nie tego się spodziewała. Delikatnie położyła swoją dłoń na jego. 
- Przepraszam. Nie powinnam… 
- Daj spokój. - uśmiechnął się przerywając jej - To było dawno, 4 lata temu. Zmieńmy temat. 
Czas we dwoje mijał im w zastraszającym tempie. Nawet nie zauważyli kiedy mijał. Siedzieli. Rozmawiali. Wpatrzeni w siebie jak by świat się nie liczył. Byli tylko oni. We dwoje. Sami. Poranieni i przestraszeni. Oboje wzajemnie leczyli swoje rany. Nie wiedzieli czy byli gotowi na każdy następny dzień, na każdą następną kłodę, którą los będzie rzucał im pod nogi. Natomiast wiedzieli jedno. Kiedy następny dzień się skończy, oboje będą mogli go sobie opowiedzieć. Sakura wstała by trochę uprzątnąć, w czasie kiedy Nickolas wybierał płytę z muzyką. Mało osób wiedziało, że gdy tylko Haruno miała problem z którym nie mogła sobie poradzić uciekała w muzykę, więc płyt różnych artystów miała pod dostatkiem. 
W mieszkaniu rozbrzmiały dźwięki piosenki ze starej bajki. Chyba miała ją nagraną samą na jednej płycie. “Beauty and the Beast” to nie tylko jej ulubiona piosenka w wykonaniu Chase’a Eagleson’a, ale także jej ulubiona bajka z dzieciństwa. Kiedy zamknęła zmywarkę i myła ręce, poczuła na swojej tali dłonie, które poruszały jej biodra w powolny rytm piosenki na boki. Wytarła ręce i odwróciła się do mężczyzny przodem. 
- Zatańczy, mademoiselle, ze mną? 
- Z wielką przyjemnością, monsieur. 
Przeszli do salonu. Mężczyzna położył dłoń na jej talii, a drugą dłoń ujął lekko jej. Jej dłoń znalazła swoje miejsce na jego ramieniu. Poruszali się jakby tańczyli ze sobą od zawsze. Jakby nigdy nie przestawali. Wpatrzeni w swoje oczy. Mężczyzna przyciągnął ich złączone dłonie do swojego serca i złożył delikatny jak ruch skrzydeł motyla pocałunek na jej dłoni. Nawet nie wiedzieli kiedy ich usta się złączyły. Nie był to pocałunek nastolatków na szkolnym korytarzu. Był to pocałunek dwójki ludzi, które swoje w życiu przeżyli, którzy szczerze wierzą, że może właśnie teraz świat się do nich uśmiecha, a los daje im szansę jedną na milion. 



Blondwłosy mężczyzna wszedł do mieszkania po ciężkim dyżurze. Bycie anestezjologiem to nie taka łatwa sprawa, jak sądził wybierając specjalizację. Położył torbę z jego ukochaną pracą papierkową na fotelu. Wiedział, że Hinata skończyła już dyżur, ale w domu było ciemno. Cicho. Za cicho. Nie przypominał sobie by wspominała, że gdzieś dziś wychodzi. 
- Hinata? - zapytał w eter 
Wszedł do kuchni. Siedziała na blacie, obok okna o które opiera się plecami. Podszedł bliżej i dotknął delikatnie jej ramienia. Spojrzała na niego swoimi dużymi czarnymi oczami. Pociągnęła nosem. Odwróciła twarz w stronę okna. Światło z latarni oświetlające pomieszczenie, oświetla także jej twarz. Podkrążone oczy w charakterystyczny sposób niekoniecznie wynikały ze zmęczenia. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Nie zapalając światła posadził ją na wielkim łóżku. Zdążył spostrzec, że Hinata ostatnio dużo płacze. Na byle co potrafi się rozpłakać, albo zdenerwować. 
- Kochanie - zaczął, delikatnie zakładając jej długie czarne włosy za ucho - Skarbie, co się stało? - powiedział kucając przed nią. 
- Naruto - ujęła delikatnie jego dłonie w swoje - Nie masz prawa mnie za to osądzać. To nie moja wina. Wiem, że mieliśmy tyle planów...
Nie rozumiał niczego co ona do niego mówi. Spodziewał się najgorszego. Pochylił głowę. Analizując jej słowa, ostatnie dni. Wiele rzeczy mu się nie zgadzało. Jego ostoja spokoju denerwowała się o byle pierdołę. Chodziła podrażniona. Nie miała apetytu. Szykował się na cios życia. Cios, który odbierze mu dech w piersi. Przejechał kciukiem po jej dłoni, mając świadomość, że to ich ostatni delikatny gest. Gest pełen uczuć. 
- Hinata - wziął wdech - po prostu to powiedz. Jak ma się dowiedzieć to woli szybko. Tak jakby zrywała plaster. 
- Musimy odłożyć nasze plany na jakieś dziewięć miesięcy - położyła delikatnie dłoń na jego policzku, uśmiechając się delikatnie. 
Mężczyzna znieruchomiał. Co prawda szykował się na cios, ale ta nowina także odebrała mu dech w piersi. Jego serce na chwilę się zatrzymało. Mózg przestał na chwilę pracować. Wszelkie procesy zachodzące w organizmie nagle ustały. Świat się zatrzymał i nagle zawirował. Minęła chwila aż dotarło do niego, że wstrzymywał oddech. Analizując dokładnie jej słowa, wypuścił wolno wstrzymywane powietrze. Niezbyt rozumiał co chciała mu przekazać. 
- Naruto, jestem w trzecim tygodniu ciąży - powiedziała, kiedy podniósł wzrok na nią. 
Uśmiechnął się. Obiecał, że da sobie w twarz później za myśli jakie nawiedziły jego umysł. Zaśmiał się chowając twarz w jej nogach. Objął ją i przyciągnął do siebie. Siedzieli do siebie przytuleni. Między tych dwojga nie dałoby się wcisnąć włosa, a co dopiero igły. Położył ją delikatnie na łóżku, a sam zsunął się do jej brzucha. Delikatnie odsunął koszulkę i złożył całusa na samym jego środku i wtulił twarz w miękką skórę, tak jakby chciał się schować przed całym światem. Hinata zaśmiała się wplatając dłonie w jego włosy. Kiedy podciągnął się i ich twarz były na tym samym poziomie. Ujrzała łzy w jego oczach, a on sam schował się w jej ramieniu. Nigdy nie widziała, aby płakał i nigdy nie sądziła, że kiedyś doczeka się tego momentu. Była z niego dumna. Wiedziała, także, że będzie najlepszym ojcem pod słońcem. 
- Dziękuję, Hinata. - wyszeptał, łamiącym się głosem - Kocham cię. Kocham was. 
- My też cię kochamy. - szepnęła przytulając go mocno, kiedy poczuła łzy spływające po jej ramieniu.





Obudził ją przenikający chłód ramion. Odsunęła powoli kołdrę i zeszła delikatnie z łóżka, tak aby nie obudzić śpiącego obok mężczyzny. Podniosła z podłogi koszulę i założyła ją. Poszła do salonu, aby zamknąć balkon, który przez pół nocy był lekko otwarty na oścież. Spojrzała na zegarek. Dwadzieścia po czwartej. Na zewnątrz powoli zaczynało świtać.
Przystanęła na chwilę nim zamknęła balkon i zapatrzyła się w widok za oknem. Może nie był ekscytujący. Budynek mieszkalny podobny do tego w jakim obecnie mieszka. Ulica, lecz urzekła ją ta cisza.  Ten spokój. To świeże, rześkie i wilgotne powietrze. Ciemne barwy nocy ustępujące wesołym, energicznym kolorom żółci, pomarańczy i czerwieni. Już dawno nie widziała tak pięknego widoku.
Poszła na palcach do kuchni. Nalała sobie wody do szklanki i kiedy odstawiała kubek poczuła na swoich ramionach czyjeś dłonie. Odruchowo wbiła łokieć i już chciała wykonać doskonale wyuczony ruch, ale kiedy się obróciła zobaczyła skrzywionego Nickolasa. Zdziwiło ją jedno. To, że ręce miał tak ułożone jakby chciał zablokować jej następny ruch. Jakby wiedział dokładnie co chciała zrobić. To nie możliwe… Wydaje mi się. Szukam dziury w całym. 
- Nickolas, tak bardzo przepraszam ! - zaczęła natychmiast odzyskując rezon i udając, że nic nie zauważyła - Zaskoczyłeś mnie. 
- Będę wiedzieć, żeby zachodzić cię od boku. - zaśmiał się, delikatnie masując miejsce gdzie wbiła mu łokieć - Ale masz kościsty ten łokieć - zażartował. 
- Tak bardzo cię przepraszam - powiedziała kładąc delikatnie dłoń na miejscu gdzie przykładał swoją dłoń - Co tu robisz? 
- Obudziłem się i nie było cię… 
- Chciałam zamknąć balkon, bo zimno się w mieszkaniu zrobiło - wzruszyła ramionami - Chcesz coś do picia? - zaprzeczył ruchem głowy 
- Idziesz do łóżka? - zapytał ziewając, kiedy spojrzał na zegarek 
- Tak, tylko dopiję wodę.
Skinął głową i poszedł w kierunku sypialni. Dopiła wodę dokładnie mu się przyglądając. Może nie było tego widać pod ubraniami, ale był bardzo umięśniony. Widać było, że dużo ćwiczy. Może nie spędza życia na siłowni, ale na pewno dba bardzo o formę. Na prawej łopatce miał bliznę. Długą na jakieś dziesięć centymetrów. Gładka. Nie poszarpane brzegi.  Zaczęła mieć dziwne przeczucia, że nie są wobec siebie całkiem szczerzy. 

Weszli do centrali, kiedy już ich ewakuowano. Szła szarym korytarzem szpitalnej bazy. Nagle przed nią znikąd stanął zamaskowany mężczyzna w czarnym t-shirt, czarnych spodniach i skórzanej kurtce w dłoni. Po ostatnich dniach nie zastanawiając się od razu się zamachnęła ręką w której nadal miała nóż. Sprawnie obronił się, ale nie całkiem. Nóż końcem przeciął koszulkę i skórę na plecach, a konkretniej blisko ramienia, prawdopodobnie była to łopatka. Nie była pewna. Koszulka była luźna, a ona zmęczona, obolała i po ciężkiej misji. Nie lokalizowała urazów przeciwnika, jak to uczyli ich. Rana była dość długa i gładka.  Natychmiast znaleźli się przy niej ratownicy. Odebrali jej nóż i trzymali ją, kiedy pielęgniarka podawała jej lekki uspokajająco-usypiające. 

Pomimo tego, że minęło tyle czasu ona nadal nie jest pewna, czy to wspomnienie jest tylko snem jaki jej się przyśnił, czy wydarzyło się to naprawdę. Nigdy nie miała odwagi, albo okazji aby zapytać o to Itachiego lub Hinate. Nie wiedziała czy chciałaby wiedzieć jaka jest prawda. Czy to tylko sen i nie miała takich odruchów, czy to się wydarzyło naprawdę i zadanie jakie mieli do wykonania miało na nią tak duży wpływ. 
Pokręciła głową by odgonić od siebie przykre wspomnienie. A może to było lewe ramię ? Zamyśliła się na moment dokładnie przywołując wspomnienie. Wydaje mi się. Naginam rzeczywistość do faktów, które mi pasują. Zajmij się robotą, Haruno, a nie wymyślasz sobie. Odstawiła szklankę na blat. Chciała jeszcze sprawdzić jedną rzecz. Czy drzwi są zamknięte. Kiedy była już blisko, zobaczyła, że drzwi są otwarte. Żaden zamek nie był przekręcony. Jej źrenice lekko się rozszerzyły i przekręciła wszystkie możliwe zamki. Zaczynało opanowywać ją bardzo dziwne przeczucie. Przeczucie, że coś może się niedługo zdarzyć, niekoniecznie dobrego. Ostatnim razem jak słyszała ten wewnętrzny głos nie skończyło się to dobrze. Nigdy się nie kończy. 
Weszła do sypialni z uśmiechem. Mężczyzna leżał na plecach i uśmiechnął się na jej widok. Usiadła na łóżku. Sprawdziła telefon. Żadnych połączeń, sms-ów. Nic. W chwili kiedy odkładała go na półkę nocną poczuła dłonie które przyciągnęły ją do siebie. Opadła na plecy i ujrzała głęboką czerń oczu bruneta. Leżała głową na jego kolanach, kiedy on siedział opierając się o ścianę. Przeczesał jej włosy dłonią. 
- Skąd masz tą bliznę na łopatce? - zapytała szeptem, jakby głośniejszy dźwięk mógłby obudzić ją ze snu. 
- Jakieś parę lat temu przechodziłem przez siatkę u moich rodziców i akurat siatka przecięła mi skórę. - jego wzrok podążył za dłonią która przeczesywała całą długość jej włosów 
Poklepał lekko jej ramię, żeby się podniosła. Zsunął się aby leżeć na plecach, kiedy ułożyła się obok, a jego ramię służyło jej jako poduszka, przykrył ich oboje kołdrą. 
- Muszę wstać za niecałe trzy godziny do pracy - szepnął, zaciągając się zapachem jej włosów - A nie wiem czy będę potrafił cię tu zostawić. 
Zaśmiała się lekko. 
- Sakura… - szepnął poważnie, obróciła się twarzą w jego stronę słysząc zmianę tonacji, założył jej kosmyk za ucho - Nie ważne. - uśmiechnął się, rozmyślając się. 
Ułożyła głowę na jego ramieniu, rysując wzorki paznokciem. Kiedy nadgarstek zaczął ją już lekko pobolewać przestała. Wtedy jego dłoń lekko splotła ich palce razem. Podniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Uśmiech momentalnie wstąpił na jej usta. Ponownie położyła głowę na jego ramieniu i obserwowała jak oboje bawią się swoimi palcami. 



Zaparkowała przed pięknym białym jednopoziomowy domkiem z elementami drewna. Dobrze znała ten dom. Wyłączyła silnik. Potarła dłonie o jeansy. Nigdy nie czuła się tak zdenerwowana. Rozpięła swoją czarną skórzaną kurtkę by wyglądać na bardziej pewną siebie. Nie była pewna czy dobrze robi przyjeżdżając tu. Chciała tę chwilę odwlec jak najdłużej, ale nie potrafi dłużej już kryć się z uczuciami. Minęły już dwa lata, a ostatnio przyłapała ich Emma. Czas najwyższy wyłożyć karty na stół. Widziała, że w salonie pali się światło. Spojrzała na zegarek na panelu. Dwudziesta pierwsza siedem. Znowu pracuje. Wzięła wdech. Przeczesała w poddenerwowaniu swoje krótkie blond włosy. Wysiadła z samochodu. Spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie w samochodzie. Wszystko było idealnie. Jej ulubiona bordowa koronkowa bluzka przez którą widać było zarysy czarnego stanika, ciemne jeans’y, czarna skórzana kurtka, a do tego ukochane czarne szpilki. To było to w czym czuła się najlepiej. Zadzwoniła do drzwi i czekała. 
Drzwi otworzył jej szarowłosy mężczyzna. Biała koszula, czarne spodnie od garnituru i zegarek na nadgarstku, który dostał od niej na święta rok temu. Kiedy ją zobaczył przesunął się w drzwiach, żeby mogła wejść do środka. Od razu uderzył ją zapach lasu, palonego drewna w kominku i tej ciepłej domowej atmosfery.
- Byliśmy umówieni? - zapytał, idąc do kuchni 
- Nie. - nalał sobie kieliszek wina i gestem spytał czy także chce - Jestem autem. 
- Kawy czy herbaty? 
- Wody, jeśli to nie problem. 
- Coś się stało, że przyjechałaś? - zapytał stawiając przed nią wysoką szklankę, pełną wody, albo do połowy pustą. 
- Musimy porozmawiać - miała świadomość, że za chwilę zaważą się ich losy, losy tego czy dalej będzie inaczej, czy w ogóle nie będzie “ich” 
Widziała powagę na jego twarzy kiedy to powiedziała. Przeczesała dłonią ponownie włosy. Weszła tu. Stanęła przed nim i powiedziała, że chce rozmawiać. Wiedziała, że się w pewien sposób poniży, przyszła do niego. Odsłoni karty. Ujawni uczucia, ale na pewno nie będzie błagać, o to co on jej łaskawie zechce dać. Nie będzie negocjacji. Wiedziała po co przyszła. To, albo… albo nic. Teraz tylko musi wydusić z siebie to, że….
- Ja tak dalej nie mogę - szepnęła nie patrząc na niego, a przez okno na ogród w którym mieli tyle wspomnień  
-To znaczy? Czego nie możesz? - zapytał, a ona czuła jak jej oczy stają się wilgotne 
- Nie mogę...Nie chcę dłużej się ukrywać. Zależy mi na tobie, Ka. - położyła dłoń na jego dłoni 
- Hana… - szepnął widząc że zaczyna mieć szklane oczy 
- Odejdę, Ka. Kocham cię, ale odejdę z tego układu. Nie będę się więcej kryć. Zrozumiem, jeżeli nie czujesz tego, co ja, ale nie potrafię się dłużej kryć z uczuciami. Całe życie to robiłam, teraz już nie chcę - patrząc na niego widziała, że jego twarz tężeje z każdym jej słowem, ale nie miała zamiaru ustąpić wycofać się, teraz już na to i tak za późno - Powiedz, że mnie kochasz, a zostanę. 
Zapadła między nimi kompletna cisza. Słychać było tykanie zegara w salonie. Mężczyzna którego pokochała, nie umiał okłamać nikogo. Zawsze wychodził z założenia, że woli najokrutniejszą prawdę, niż najsłodsze kłamstwo. 
- Odprowadzę cię do drzwi.

* Nie pamiętam czy gdzieś wcześniej umieszczałam opis Nickolasa. Jeżeli tak, a jest błędny to jakbyście
byli tak mili i wskazali mi kiedy mniej więcej go podawałam, bo szukałam, ale nie znalazłam.


Od Autorki:
Witam wszystkich :)
Wiem. Długo mnie nie było. Naprawdę długo... Starałam się coś pisać, ale nie wychodziło mi.
Kiedy tylko wena się pojawiła natychmiast zaczęłam pisać. Trochę zdopingowały mnie wasze
komentarze z pytaniem kiedy rozdział. :D
Trochę się wydarzyło w rozdziale. Sasuke i Sakura. Sakura i Nickolas. Hinata i Naruto,których
wiem że
bardzo lubicie. Prawdopodobnie ku waszemu zdziwieniu, Kakashi i Hana. Hana odkrywa
emocje. Nie jest taka twarda jak wszyscy sądzili. Kocha. Cierpi. Nienawidzi.
Mam nadzieje, że rozdział, długo przez was wyczekiwany, spełnił wasze...hmm...nadzieje?
Pomysły? Oczekiwania! O to słowo mi chodziło....
Czekam na wasze opinie. Jeżeli jakieś błędy, to wskażcie - poprawię.
Do zobaczenia w 23. ;)

PS. : Mówiłam, że wstawię w kwietniu. XD


Followers