poniedziałek, 28 grudnia 2015

14. "jestem dupkiem wszech czasów."

    - Obejdzie się.
    Widział, że odwlekała. Nie chciała o tym mówić, ale On musiał poznać prawdę. Ma już dość wodzenia go za nos i dowiadywania się wszystkiego od innych.
    - Sakura... - zaczął
    - Wiem, wiem. - westchnęła, po czym opróżniła szklankę. - Nie powiedziałam ci jeszcze wielu rzeczy. Wiele też pominęłam. - wstała po czym na palcach podeszła do biurka gdzie stała butelka z bursztynowym płynem. - Pamiętasz od czego to się zaczęło ?
    - Od tego, że dowiedziałaś się o swojej adopcji. Ojciec zaciągnął cię do tajnej jednostki. Zerwałaś ze mną kiedy musiałaś wyjechać na długą misję, która suma summarum nie okazała się taka długa.
    - Masz dobrą pamięć. - uśmiechnęła się.
    - Jak każdy prawnik. - skinęła głową, po raz kolejny dolewając do szklanki.
    - Na misji zostałyśmy z Hinatą złapane. Kiedy wyciągali z nas informacje, byłyśmy w jednym pokoju. Pierwszą wzięli Hinate. Wisiała podwieszona do sufitu za ramiona i okładali ją jak worek treningowy. Widziałam, że długo już nie wytrzyma. Krzyknęłam, że to ja wiem więcej niż Ona. Ona była tylko dla zmyłki. Natychmiast ją odwiązali i jak worek ziemniaków rzucili pod ścianę, a ja zajęłam jej miejsce. - zostawiła szklankę na biurku, a ze sobą wzięła samą butelkę i usiadła w krześle na przeciw biurka - Mnie nie okładali. Bawili się nożami. Zrobili sobie ze mnie kartkę, a nóż był kredką. - jej oczy były zaszklone - Cieli ubranie. Cieli skórę na plecach. Skórę na głowie. Wkładali czubek noża pod paznokcie. - jej ciało przeszły dreszcze.
    Widział ile ją to kosztowało. Widział ile wkładała energii by mu to powiedzieć.
    - Sakura...Jeżeli nie dasz rady mówić o tym co się tam działo, powiedz tylko o tym czego nie mówiłaś, ale pomiń....
- Nie. Nie, Sasuke to za długo mnie dręczy. Chcę pokonać to. Jeżeli dowiesz się wszystkiego zrozumiesz dlaczego Hinata funkcjonuje w miarę normalnie, a ja nie daję sobie rady z własnym życiem jak to zgrabnie określił Naruto. - otarła łzę - Odłamywali paznokcie. Cieli tam gdzie było najwięcej neuronów czuciowych. Cieli tak by zadać największy ból. Mimo wszystko nie wyjawiłam żadnych informacji. Gdy tylko Itachi po nas przyszedł, ledwo żyłyśmy, ale z nadzieją, że zobaczymy jeszcze naszych bliskich, uciekłyśmy. Nie miałyśmy nic do stracenia, jak wtedy myślałyśmy. Ewentualnie i tak byśmy zginęli i nikt by nas nie szukał. Byliśmy już daleko od miejsca gdzie nas przetrzymywano. Nagle dostałam krwotoku. Hinata starała się mi pomóc. Itachi także, ale Ona także wtedy zaczęła krwawić. Traciłyśmy kontakt z rzeczywistością. Byłyśmy przerażone i bliskie omdlenia z wykrwawienia. Wtedy zobaczyłyśmy światło helikoptera. Itachi załadował mnie i Hinate do kosza. Wciągnęli nas na górę, a potem jego. Wtedy urwał się mi film. - pociągnęła potężny łyk - Obudziłam się w szpitalu. Itachi poinformował mnie, że jestem w ciąży i że dziecku nic się nie stało. Spytałam się go co z Hinatą. Powiedział, że Ona nie wiedziała o swojej ciąży i niestety ją straciła.
    Nie mógł uwierzyć, że to wszystko mogła być rzeczywistość. Nie wierzył, że te kobiety tyle przeszły.
    - Kiedy poszłam do Hinaty Naruto już tam był. Znał całą prawdę. Hinata powiedziała mu od razu. O poronieniu. O tym co przeszła. Pomógł jej stanąć na nogi. Ich smutek wypełniał całą salę, a ja czułam, że to moja winna. Sama zaproponowałam Hinacie tą misję, ale tylko dlatego, że wiedziałam. Wiedziałam, że jeśli coś się stanie to razem coś wymyślimy. Nie sadziłam, że nas złapią. Nie wierzyłam w to....- przetarła czoło dłonią.
    - Dlaczego ty nie zadzwoniłaś? - spojrzała mu w oczy
    - Ja...nie potrafiłam. Nie byłam na tyle silna by do ciebie zadzwonić. Nie od razu po tym jak się wszystkiego dowiedziałam i chyba też trochę nie wierzyłam, że przyjdziesz. Bałam się, że jeśli się dowiesz to powiedział byś, że to nie twoje dziecko.Później, jak już wszystko sobie poukładałam poszłam do ciebie. Ale jak to było każdy wie. - uśmiechnęła się smutno.
    Krążyła palcem po szyjce butelki.
    - Potem poszłam do biura. Ja, Hinata i Itachi dostaliśmy ochronę. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. Polowano na nas. Na nasze rodziny. Na wszystkich. Uzupełniając papiery w biurze dostałam kolejnego krwotoku. Lekarz zalecił mi leżenie do końca.  Do mojej ochrony został przydzielony Neji. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że Yura to twój syn. Jak tylko się urodził, Neji uznał ojcostwo. Mieliśmy układ, a że z czasem przybliżyliśmy się do siebie to inna kwestia. Dlatego Yura został z Neji w Konoha. Był bezpieczny, lecz to nie znaczy, że był bez ochrony. Mój własny syn był bardziej bezpieczny z obcym mężczyzną niż z własną matką - zaśmiała się smutno - Pod przykrywką pobraliśmy się i tak jakoś było przez lata. - uśmiechnęła się od swoich wspomnień - A z tym ślubem to też była jazda bez trzymanki.
    - Jak to ? - wziął od niej butelkę i nalał sobie do szklanki
    - Ślub miał być lipą. Całkowitą lipą. W świetle prawa nigdy nie mieliśmy być państwem Hyuga. Osoba udzielająca nam ślubu miała być podstawiona. Ale coś tam się wydarzyło i nie dotarła. Moja biologiczna matka, nie chcąc mnie denerwować, nie mówiąc nic nikomu załatwiła kapłana. Prawdziwego. Po fakcie dowiedzieliśmy się już jak wychodziliśmy z budynku i zobaczyliśmy agenta, który miał być naszym księdzem. Spojrzeliśmy wtedy na siebie przerażeni. Potem na księdza. Padło wtedy jedno święte słowo ." O kurwa. " - zaśmiała się do swoich wspomnień.
Sasuke słysząc historię ich ślubu także się zaśmiał. Takiego pecha jak Ona miała, to nie miał jeszcze nikt w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki i Konohy w jednym. Gdyby skondensować jej pecha w probówkach mielibyśmy broń masowego rażenia. 
    Widział jak na powrót spoważniała i spojrzała mu w oczy.
    - Itachi nie wiedział, że to ty jesteś ojcem. Pytał się, ale nie odpowiedziałam. Zorientował się trzy lata temu, gdy złożył niezapowiedzianą wizytę w Konoha. Zdziwił się, gdy otworzyła mu mniejsza kopia ciebie i od tamtej pory wiedział, ale byłeś już po ślubie. Jak tylko zobaczył Yurę, chciał wracać i ci powiedzieć. Zatrzymałam go i zabroniłam. Zakazałam mu mówić ci o tym, pisać. Wiedziałam i Ja, i On, że powinieneś się tego dowiedzieć ode mnie. Zawarliśmy układ. Jeżeli to samo nie wypłynie, to gdy Yura skończy dziesięć lat sama ci powiem.
    Pociągnęła dużego łyka z butelki, krzywiąc się połykając ciecz.
    - Dlaczego każdy mówi na Yurę "cud"? Rozumiem, że dziecko to dar i tak dalej...
    - Bo jest cudem  - przerwała - Kiedy byłam w ostatniej klasie liceum, dowiedziałam się że mojej jajniki nie produkują żadnych komórek. Ani jednej. Żaden z dwóch. Lekarze nie dawali mi nawet najmniejszych szans urodzenie dziecka. Mówili mi wprost, że to nie możliwe. Że nigdy nie będę mogła mieć dzieci. - westchnęła - Nie zauważyłeś, że nigdy nie bałam się, że zajdę w ciążę? Nawet kiedy robiliśmy wszystko spontanicznie...
    Jak teraz o tym myślał to fakt faktem było tak jak mówiła. Może głupio robili, ale żadne z nich wtedy o tym nie myślało.
    - Tymczasem rozstaję się z tobą. Jadę na misję. Dowiaduje się, że jestem w ciąży i prawie ją straciłam. - zaśmiała się żałośnie - Lekarz mówi, że dzień w którym się rozstaliśmy był dniem w którym zaszła w ciążę. Parę godzin później byłam już na misji, a dzień wcześniej mieliśmy bardzo gorącą noc.
    Wstała i podeszła do okna. Dotknęła, swoim pomalowanym na krwistoczerwony kolor paznokciem,  zimnej szyby.
    - Boję się, że kiedy jestem w jego pobliży coś się stanie. Zostanie porwany, lub inna straszna rzecz. Nawet nie chcę o tym myśleć - ukryła twarz w dłoniach - Boję się kiedy jest blisko mnie. Boję się kiedy jest daleko ode mnie. - przeczesała ręką włosy - Nie zostawiłam go dla tego, że chciałam, a dlatego, że zależało mi na tym, żeby był bezpieczny. Żeby nie musiał z ochroną chodzić do przedszkola, tylko jak każde normalne dziecko.
    Nurtowała go jeszcze jedna sprawa. Nie był pewny czy zapytać, ale byli w takim momencie, takiej sytuacji, że nie liczyło się nic oprócz prawdy. Wypił duszkiem całą szklankę i zapytał wprost :
    - Co z Garą ?
    Spojrzała w jego stronę z lekkim zdziwieniem w oczach.
    - Nic. Nie spotykamy się. - westchnęła - Jego żona błagała bym oddała jej męża. Oddałam co jej. Nie swojego nie ruszam, chyba że samo do mnie przyjdzie.  A co z twoją żoną i dzieckiem ?
    - Niedługo byłą żoną. - wstał i podszedł do niej.
    - Sasuke. Co z dzieckiem?
    Stali na przeciw siebie mierząc się spojrzeniem.
    - Którym ?  Yurą czy tego, które nie wiem czy jest moje? Zresztą nawet nie wiem czy Yura jest tak na prawdę mój. - nie wiedział czemu to powiedział.
    Cofnął się o krok, po czym wychylił prosto z butelki dużego łyka bursztynowej substancji. Kiedy spojrzał na jej twarz wiedział, że mówiąc ostatnie zdanie zadał jej słowny policzek.
    - Sakura...
    - Znalazłam ci adwokata. Nie będę cię reprezentować, gdyż gdyby ktoś się dowiedział, że m o ż e s z mieć drugie dziecko - wyraz uświadamiający jego wątpliwości prawie że wypluła z ust - na pewno by to wykorzystał.
    - Sakura...
    - To prawdziwy rekin rozwodowy - po raz kolejny mu przerwała.
    Widział jak wstała i zaczęła chować butelkę z bursztynowym płynem.
    - Sakura ! - krzyknął mają dość bycia ignorowanym.
    - Czego ? - warknęła równie miło co On.
    - Chcę testu na ojcostwo. Jeżeli wyjdzie, że Yura to mój syn - zażądam pełnych praw rodzicielskich. Zażądam uznania mnie jako jego ojca w sądzie.

    Jedno zdanie sprawiło, że jej świat runął jak rozbite lustro dając w efekcie wiele lat nieszczęścia.
    - Gdzie ? - szepnęła łapiąc się dłonią ściany. Grunt usuwał jej się spod nóg. - GDZIE ?!?! - krzyknęła na całe swoje gardło.
    - W sądzie, jeżeli nie dosłyszysz! - odparł równie wyraźnie.
    - Jeżeli nie wierzysz, że Yura to twój syn to spójrz w lustro lub idź do okulisty! Po za tym jestem tego na sto procent pewna, że jest twoim synem!
    - Skąd?!
    Jedno czego zawsze była pewna to to, że rodzina Uchiha zawsze była dumna. Zawsze spokojna. Zawsze opanowana. Zawsze zachowywała zimną krew w najgorszych sytuacjach, najbardziej stresujących. Zawsze wszystko miała przemyślane. Tymczasem sam Sasuke Uchiha uświadamia jej, jak bardzo może się mylić. Pierwsza łza spłynęła po jej policzku, zaczęła już spokojniejszym tonem:
    - Zawsze dawałam ci szansę wyjaśnienia. A kiedy przyszło tobie zrobić to co ja robiłam...Nagle stałam się najgorszą kobietą na świecie. Nawet nie chciałeś posłuchać, że nie odeszłam do innego...Tu masz badanie twojego ojcostwa. - powiedziała opanowanym głosem zakładajac szpilki.     Słone łzy spływały po policzku.
    - Sakura... - szepnął, spoglądając na teczkę. Dopier zdał sobie sprawę jaką broń wytoczył. O ile do tej pory był to zwykłe armaty i pociski. O tyle on w tej chwili wytoczył broń chemiczną. I nie było już odwrotu  - Boże...Sakura przepraszam.
    - Przepraszasz,  teraz kiedy trzymasz potwierdzenie? Powiedziałam ci dlaczego Yura jest cudem, o którego się boję. Przepraszasz... - prychnęła z sporą ilością zawodu -  Wiedziałam już w chwili kiedy przyszłam wtedy do ciebie.

    Stała się uosobieniem królowej lodu. Zimna. Oschła. Surowa. Nie znająca litości. A przede wszystkim smutna. Smutna za brak jego wiary. Chciał zrobić krok w jej kierunku. Ona się cofnęła.         Przywołała windę. Ubrała płaszcz. Wzięła torbę, po czym weszła do windy.
    - Wsiadaj. Nie zostawię cię tu. Za dużo tu rzeczy dla sądu. - warknęła.
    Zgarnął płaszcz i wszedł do windy. Oparł się o ścianę. Pod wpływem nieznanego sobie impulsu zatrzymał windę i zamknął ją w swoich ramionach.
    - Przepraszam, że zwątpiłem. Przepraszam, że zwątpiłem. Przepraszam, że zwątpiłem. - powtarzał jak mantrę.
    Szarpała się. Chciała się wydostać. Jej zapał bym coraz mniejszy. W końcu jej torba upadła na podłogę, a jej ramiona objęły go. Po paru minutach odsunęła się od niego.
    - Zaraz zemdleję. - powiedziała
    - Teraz ?
    Niestety odpowiedzi na swoje pytanie już nie uzyskał. Czuł jak jej ciało opada bezwiednie w jego ramiona. Włączył windę. Wziął jej torbę i ją samą w ramiona. Pamiętał jak przyszedł pierwszy raz do niej. Też wtedy zemdlała. Pierwszy się przy niej znalazł. Pierwszy zadzwonił po pogotowie. Pierwszy ją zauważył. Pierwszy ją pokochał. Ale sam nie wiedział co będzie dalej.


    Wszedł do domu z nią na rękach. Torbę upuścił zaraz za drzwiami. Hałas sprowadził natychmiast Neji'ego.
    - Co się stało? - zapytał zdziwiony, że różowowłosa wojowniczka nie stoi na swoich, według niego zagrażających życie wysokością, szpilkach.
    - Nic. Tylko... - spojrzał na twarz różowowłosej - rozmawialiśmy.
    Wszedł do salonu i położył ją na kanapie. Delikatnie zdjął z niej płaszcz. Zsunął z jej stup buty i przykrył ją kocem, który leżał na oparciu.
    - Gdzie Yura?
    - Śpi. Jak byś nie zauważył jest już około 3 czy 4. - Neji spojrzał na twarz Sakury - Dlaczego płakała?
    - Dziękuję, że się nim zaopiekowałeś. - odgarnął jej z czoła kosmyk. - A płakała dlatego, że jestem dupkiem wszech czasów.


Od Autora: 
Moi kochani. Wiem, że dziś jakoś tak mało szczęśliwie, ale no...powinno już być lepiej:)
Chciałam wam także życzyć szczęśliwego nowego roku. Spełnienia marzeń i wszystkiego czego pragniecie.
Dziękuję także osobom, które komentują. A także które czytają, ale jeszcze nie zdecydowały się skomentować. :)
Pozdrawiam i do zobaczenia :)






Followers