czwartek, 9 listopada 2017

23. Zasypianie i nagła pobudka


Ed Sheeran - Perfect


Siedziała już którąś godzinę wpatrując się w czarny, pusty ekran laptopa. Za oknem słońce ustąpiło księżycowi, a ona została. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Pozwoliła mu się zbliżyć. Otworzyła się przed nim i dała się poznać, w każdy sposób znany człowiekowi. Odważyła się i powiedziała mu, że nie chce być dłużej w relacji takiego rodzaju. Nie chciała takiego układu. Chciała czegoś więcej, a w rezultacie została z niczym. Z niczym? Ma firmę znaną na całym świecie. Ma nazwisko które zna prawie każdy w jej branży. Bogactwo i sława w dwóch słowach. Ma wszystko o czym kiedyś marzyła i inni pragną, a mimo wszystko czuła że została z niczym. Została z złamanym sercem, a w głowie tłukło jej się jedno zdanie, które wypowiedział. Cztery wyrazy. Dwadzieścia liter. Sześć samogłosek. Czternaście spółgłosek. Odprowadzę cię do drzwi.
        Do jej gabinetu wchodzili ludzie. Mówili do niej, ale ona nie słyszała. Jak ktoś  postarał się i znajdował się na linii jej wzroku to i tak nie wiele dało. Ona była w swoim świecie w którym zapanowała arktyczna zima, gdzieś gdzie uczucia były zakopywane, gdzieś gdzie nie istniało coś takiego jak głos serca, lecz niestety ciałem była w świecie gdzie ilość dokumentów do podpisania, przejrzenia czy cokolwiek innego do zrobienia z nimi drastycznie rosła. Jednak ona nadal siedziała. W tych samych ubraniach w których od niego wyszła. Nawet nie pamięta jak znalazła się w gabinecie. Droga całkowicie jej umknęła. Oddychała. Serce biło, lecz ona nie żyła. Ona tylko istniała. Egzystowała bez przyjemności bycia, którą dawał jej on. Każdy kto wchodził do jej gabinetu i był tam przynajmniej raz, był zdziwiony. Szanowana pani prezes siedzi tępo wpatrując się ekran pośrodku czegoś co przypominało magazyn makulatury. Dokumenty nie mieszczą się na biurku, co jest niespotykane, gdyż każdy wie że ona nie znosi zaległości, a co gorsza bałaganu. W dodatku zamiast w ołówkowych spódnicach siedzi w jeansach, a eleganckie bluzki lub koszule zostały zastąpione koronkową bluzką i czarną skórzaną kurtką. Czarne szpilki leżą niedbale pod biurkiem. Podbródek oparty na kolanie przyciągniętym do klatki piersiowej. Podsumowując jej stan - obraz rozpaczy, a do nędzy i rozpaczy było już niedaleko, jeszcze tylko parę godzin. 
        Mężczyzna od którego wyszła nie był wcale lepszym stanie. Kiedy zamknął za nią drzwi, starał się wrócić do pracy, ale niestety była to daremna próba. Nie mógł skupić się na niczym, a o przypomnieniu sobie jakichkolwiek przepisów prawnych, których chciał użyć do sprawy to mógł zapomnieć. Tłumaczył sobie że zaskoczyła go, przyszła i powiedziała… co powiedziała. Zburzyła układ idealny według niego, a przecież to o n a była tą która się nie angażuje. To ona była tą zimną jak lód w ich układzie. Analizującą wszystkie za i przeciw.
Kiedy wszedł do sypialni, nie wiadomo skąd poczuł jej zapach. Tak aksamitny, a zarazem wyrazisty. Tak podkreślający swoją uwodzicielską stronę, ale też swoją niewinność. Do dziś pamiętał co o niej pomyślał kiedy pierwszy raz ją ujrzał. Ta kobieta ma dwa oblicza. Wyglądająca niewinnie. Drobna. Niska. Wyglądająca tak niepozornie, do czasu… Do czasu aż się nie odezwała i nie sprowadziła go do parteru w najlepszy sposób jaki kiedykolwiek spotkał, zresztą nie tylko on, ale także prokurator, sędzia i ława przysięgłych.  Nie dała sobie wejść na głowę, więc jakim cudem pozwoliła żeby uczucia nią zawładnęły? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Podszedł do fotela w rogu pokoju, kiedyś coś przykuło jego uwagę. Podniósł śliski i delikatny materiał. Chustka. Jej chustka. Pamiętał jak przyszła do niego w niej. Jak ją zdejmował, jak miał ją jej oddać kiedy będą się widzieć. 
        W tle cicho leciała muzyka z radia stojącego na oknie. Kiedy usłyszał pierwsze słowa o mało nie zaśmiał się z ironii losu. 

Wpatrzony był w nią
Mówił sobie to ostatni raz
Układał z jej rąk całe zdania
Nocą czytał je sam 
Z pamięci odtwarzał każdy ruch
Ze szczegółów rozbierał ją
W myślach miał więcej niż brak słów
Więc marzeniom otarł łzy, 
By już nie chciały przyjść

I tak śnił, o niej śnił
Noce, dni, o niej śnił

Jej zapach już znał
Kiedyś ukradł go, gdy stała w drzwiach
Resztę wymyślił sam
Nocą znów zapomniał przez nią spać
Tak pragnął się skupić gdzieś w niej
Na rozgrzanym ciele szukać tchu
Oddychać jej ciepłem przez sen
Idealnych szukał słów, by zostać chciała już

Kiedy znów zbudził się jej nie było
Odtąd na dobry sen miał inną *

        Ile to razu powtarzał sobie że więcej to się nie powtórzy, więcej się nie spotkają, chyba nie zliczy. Poznawał ją z każdym spotkaniem, które wbrew pozorom nie zawsze kończyło się w łóżku. Czasami po prostu zjedli razem kolację, a ona doradzała o co mógłby zapytać informatyków w sprawach które prowadził, albo kiedy razem oglądali stare czarno-białe filmy. Pamiętał jak dziś jak leżała oparta o jego klatkę piersiową, a on bawił się jej palcami. Jedyne co pamiętał z tego wieczoru to jej piękne dłonie. Smukłe, długie palce, którym nie raz przyglądał się jak wędrowały po klawiaturze, zakończone długimi paznokciami. Nie mógł się wtedy skupić w ogóle na filmie. Do dziś nie wie nawet jaki film oglądali. Wiedział, że była skryta, wręcz bardzo skryta. Powoli poznawał ją, kiedy on miał wrażenie, że ona zna go na wylot, że wie o nim wszystko. Nagle dotarło do niego, że ich układ już dawno, dawno temu przestał polegać na tych zasadach, które ustalili. Nie wiedział jak to się stało, ani kiedy. Jak to mówią dzieci: samo się zrobiło. Ktoś kiedyś powiedział mu, że zakochiwanie się jest jak zasypianie. Dzieje się to powoli i nawet nie wiesz kiedy to się stanie. Zdał sobie sprawę jak bardzo zawalił kiedy powiedział, że odprowadzi ją do drzwi. Przysłowiowo dał ciała na całej linii. A co gorsza, nie wiedział jak może mógłby to naprawić, bo zdawał sobie sprawę, że ta droga którą przeszli właśnie została zniszczona, a budowa nowej potrwa masę czasu, o ile w ogóle będzie taka możliwość. Wiedział jedno. Nie będzie innej na dobry sen. Uparta blondynka, która zawróciła mu nie wiadomo kiedy w głowie była jego wspaniałym snem. 


        Obracała w dłoni telefon. Nie chciała wierzyć że to znowu się stało. Obiecywała sobie, że tamten raz był ostatnim. Nigdy więcej się nie zakocha. Nie odda żadnemu mężczyźnie swojego serca. Nie chciała przeżywać tego ponownie, a teraz znowu się to dzieje. Pamiętała jak długo się podnosiła po Christianie. Pamiętała biel i czerń, splamione krwią. Pamiętała każdy moment, każdy mały gest, każdą małą rzecz. Jego oczy zachodzące mgłą. Tak bardzo chciałaby dostać amnezji. Zapomnieć. Nie czuć. 
Włożyła telefon do torby. Weź się w garść. Znowu popłyniesz w pracę, może kolejny kierunek studiów... Wzięła głęboki wdech i rozejrzała się dookoła. Wyciągnęła pudełko z szafy i wkładała tam, tak zwaną papierkową robotę. O wiele bardziej wolałaby siedzieć i pisać programy, niżeli wypełniać jakieś kwitki. Kiedy pudełko było pełne. Obejrzała biuro. Większość dokumentów się nie zmieściła. Spojrzała za okno. Było już ciemno, a zegarek wskazywał 23.12. Odłożyła pudełko na bok i zajęła się przeglądaniem dokumentów wpierw na biurku, żeby miała miejsce. Czytała, podpisywała, sprawdzała i ołówkiem podkreślała błędy, a także pisała notatki dla innych. Kiedy biurko było w miarę ogarnięte i było je widać, co było ogromnym postępem, zajęła się uzupełnianiem kalendarza i pisaniem notatek dla swojej sekretarki. 
        Kalendarz prowadziła sama. Wybierała spotkania i tylko notowała, które są do potwierdzenia. Wolała nie zostać drugi raz umówiona na spotkanie z osobą, z którą niezbyt chciała. Grunt, że znalazł się system gdzie wszyscy byli zadowoleni. Wrzucała po kolei kolorowe karteczki do kosza, po odnotowaniu na kartce lub w kalendarzu. Po jakimś czasie gabinet wrócił do swojego stanu w jakim zawsze był. Wszystko na swoim miejscu. Kobieta zakładała kurtkę kiedy do gabinetu wszedł ochroniarz po którego wcześniej zadzwoniła. 
           - Dobry wieczór, chociaż raczej dobra noc. - powiedział 
           - Dobra noc, Pani Janovski - uśmiechnęła się grzecznie - Pomógłby mi pan znieść te dwa kartony dokumentów do samochodu? 
           - Pani za dużo pracuje - powiedział biorąc pudła 
           - Nie zaprzeczam - powiedziała chowając laptopa i telefon do torby - samochód stoi tam gdzie zwykle 
Mężczyzna skinął głową i wyszedł. Niedawno wchodziła do tego gabinetu po raz pierwszy. Dziś chciałaby żeby wychodziła z niego po raz ostatni. Była zmęczona. Nie miała celu, ani marzeń. Miała wrażenie, że życie ucieka jej przez palce. Biegnie przez nie ciągle potykając się o własne nogi. Przegapia co ważniejsze chwile, a kiedy już gdzieś była na czas i wszystko zapowiadało się pięknie los rzucił jej pod nogi belę cierpienia. Nigdy nikomu nie mówiła. Sakura wiedziała, bo była tam. Inni słyszeli, ale blondynka nie życzyła sobie rozmowy na ten temat z nią lub w jej otoczeniu… po prostu wiedziała, że gdyby ktoś wymówił jedno imię, jednego dnia wszystko mogłoby runąć jak domek z kart na wietrze. Jej wizerunek idealnej, choć on chyba legł już dzisiaj. Jej maska pozornego uśmiechu. Praca wielu miesięcy ległaby w gruzach.
Zatrzymała samochód na poboczu drogi, gdzie widać było z góry światła miasta, które chyba nigdy nie śpi. Jedne punkciki gasły, inna się zapalały. Lubiła w tym miejscu jedną rzecz, ciszę. Nie słyszała niczego oprócz trawy poruszanej przez wiatr. Szelestu liści i tej ciszy. Tutaj cisza miała swój dźwięk. Wsiadła na miejsce kierowcy i ruszyła do domu. 
Mieszkanie urządzone było ze smakiem w ciepłych, spokojnych, stonowanych barwach. Kiedy świeciło słońce wszystkie pomieszczenia były go pełne, a w piękne księżycowe noce przez drzwi na taras widziała swojego białego przyjaciela przy którym przepłakała wiele nocy, z którym ucięła sobie wiele pogawędek, a który przez okno w sypialni, gdzie także było go doskonale widać, oddawał ją w krainę Morfeusza, kiedy traciła nadzieję na sen tej nocy. Pudełka zostawiła na stole naprzeciw tarasu i poszła do kuchni nalać sobie wody. Zdjęła szpilki i poszła wziąć prysznic. Miała nadzieję, że choć trochę ją to zamuli i pójdzie spać. A przynajmniej odda się w stan czuwania. Niestety próżne jej nadzieje. Podeszła do jednego z kartonów i zaczęła nadrabiać zaległości. Ciężko jej było uwierzyć, że przez jeden dzień było tyle roboty, ale to może dlatego że Carol jest na urlopie do końca tygodnia. Dziś przyszła jej pewna myśl. Może by tak zapisać się na jakieś studia. Uczyć można się zawsze i w każdym wieku, jak to mawiała jej babcia na naukę nigdy nie jest za późno. Zawsze uciekała w naukę i pracę. 
Nagle przyszła jej myśl, że Christian zawsze śmiał się, że gdyby nie on to ona byłaby profesorem w wieku 25 lat. Spojrzała na chwilę na księżyc i wiedziała, że on gdzieś tam jest i czuwa nad nią. Tylko ta myśl trzymała ją przy życiu przez pierwsze miesiące. Poczuła potrzebę, żeby go zobaczyć. Usłyszeć. Wiedziała, że gdy włączy ten film, który trzyma w dłoni, potrzeba tego by ją przytulił, by mogła go dotknąć będzie tak pierwotna, tak silna, że może się to źle skończyć. Odłożyła film na urządzenie i poszła do sypialni. Przykryta kocem patrzyła w księżyc. Przypomniał jej się moment, kiedy jeszcze tydzień temu leżeli z Ka i patrzyli przez okno w gwiazdy. Opowiadał jej o konstelacjach, przesuwając palcami po jej ramieniu, lekko dmuchając powietrzem na jej kark. Wiedziała, że Chris chciał, żeby była szczęśliwa. Będzie go kochać całe życie i jeden dzień dłużej, ale w jej sercu po jego odejściu zrobiło się strasznie dużo miejsca, które Ka wypełnił. Czuła, że dobrze zrobiła mówiąc mu o swoich uczuciach, ale żałowała efektów. 





Wychodziła z uczelni, szukając czegoś w torbie, kiedy na kogoś wpadła. Rzeczy wypadły jej z torby. Westchnęła zdegustowana. Ciążowy brzuch utrudniał jej mocno takie rzeczy jak pochylanie się czy schylanie. Przeklinała tę osobę, przez którą będzie musiała to zrobić. 
           - Przepraszam - usłyszała i nawet nie musiała się schylać, kobieta o bardzo znajomym głosie podała jej rzeczy i poszła dalej. 
           - Hana? - zapytała, choć nie była pewna. 
Blondynka odwróciła się. Była ubrana inaczej niż zwykle. Zwykły czarny top na grubych ramiączkach, podarte dżinsy i szary za duży sweter, który wyglądał jakby ktoś robił go na drutach, no i nieodłączny znak pani prezes…. Nagle zdała sobie sprawę, że krótkowłosa wcale nie ma szpilek, a najzwyklejsze w świecie białe trampki. Torba na ramieniu z którego wystawały zeszyty z długopisami i laptop. Prawniczka zmarszczyła brwi. Pani prezes wyglądała jak studentka. Zmęczona pani prezes… dodała w myślach, kiedy zobaczyła cienie pod oczami, których nie zakrył nawet korektor. Mówi się także, że oczy są zwierciadłem duszy. W oczach blondynki było widać zawiedzenie światem, a także ból. Ogromny, nie pozwalający normalnie żyć, ból. 
           - Emma? Co ty tu robisz? 
           - Załatwiałam coś dla klienta, a ty? - wskazała dłonią na torbę - Wykładasz? 
           - Wiesz tak jakoś… Studiuje. Zaczęłam specjalizację z trzeciego kierunku, aplikacji mobilnych, jakieś… dwa tygodnie temu - podrapała się nerwowo po karku 
           - Pani prezes, nie byle jakiej marki, zarządza firmą i jeszcze studiuje? - zdziwiła się 
Blondynka nerwowo rozejrzała się dookoła, jakby bała się, że ktoś mógł usłyszeć.Poprawiła nerwowo torbę na ramieniu. Brunetka wyczuła, że coś tu jest nie tak. 
            - Tak dla sportu. Wiesz… dla samej siebie. - rzuciła niby od niechcenia, ale ciemnooka wiedziała, że kto jak kto, ale Hana High była niesamowitą aktorką i doskonale maskowała swoje uczucia - Uciekam na zajęcia. Do zobaczenia. 
Nim ktokolwiek się obejrzał, a krótkowłosej blondynki już nie było. Szybka jest.  Pomimo szybkości i zręczności z jaką niebieskooka ją, potocznie mówiąc spławiła, wiedziała jedno. Coś jest na rzeczy i to coś nie daje Hanie spać. Nie znały się może szczególnie długo i nie znała jej przeszłości, choć wiedziała że w jeden dzień nie rozmawiają i jednego imienia się przy niej nie używa. Jedyną osobą, która wie coś się stało w przeszłości to Sakura. Osoba, która wie chyba wszystko, zupełnie jakby wszędzie była. 
Na takich rozmyślaniach minęła jej droga do kancelarii, gdzie spotkała Kakashiego jak wychodził z sali konferencyjnej z klientem. Zauważyła, że tak samo jak programistka był zmęczony. Cienie pod oczami z dnia na dzień były coraz wyraźniejsze, a i Hana od jakiegoś czasu nie pojawia się u nich. Jeżeli się umawiały to zawsze poza biurem. Coś co do tej pory było normalne i wierzyła w wymówki szarowłosego, teraz było trochę podejrzane. Przypomniało jej się jak jakiś tydzień temu potrzebowali na gwałt bardzo dobrego programistę, bo w komputerze Hatake coś się stało i podejrzewali wirusa oprogramowania. Kiedy zaproponowała, że zadzwoni po High, mężczyzna w ciągu godziny ściągnął drugiego najlepszego programistę w kraju ze specjalizacją z wirusów. Tak jakby się unikali, ale wtedy znaczyłoby to, że między nimi coś było. A dokładniej potwierdziłoby jej przypuszczenia. 
           - Kakashi, wszystko w porządku? Kiepsko ostatnio wyglądasz. - martwiła się o nich. 
           - Po prostu nie sypiam dobrze od jakiś dwóch tygodni. Stres mnie kiedyś wykończy. - przetarł twarz, poprosił Mia’e o zrobienie kawy i zamknął się w swoim gabinecie. 
Jedno pracuje i studiuje. Drugie nie chce się przyznać przed samym sobą, do uczuć. Martwiła się o nich. Uparte pracoholiki. 

Weszła do mieszkania, gdzie Itachi na pewno już był. Wiadomo to było, ponieważ w całym domu roznosił się zapach kawy. Weszła do kuchni, gdzie przy bufecie siedział mężczyzna pisząc coś w komputerze. Zdjęła szpilki w progu i na boso podeszła do mężczyzny. Objęła delikatnie go za szyję. 
           - Już wróciłaś? - zapytał obejmując jej dłonie swoimi 
           - Raczej w końcu - westchnęła patrząc na zegarek; 16:26 
Obrócił się w jej stronę dzięki czemu mogła ona usiąść na jego kolanach. Przytulali się tak parę minut, kiedy brunetka podjęła próbę podwędzenia Itachi’emu małego łyczka kawy. Miała taką ochotę. Czuła aż wewnętrzny ścisk. To nie było już chcę, to było m u s z ę. Niestety Itachi szybko się zorientował i odstawił kubek dalej. Na co Emma fuknęła jak rozjuszona kotka. Mężczyzna nie mógł powstrzymać śmiechu i zaniósł kobietę na rękach na kanapę. Gdzie usiadł z nią. 
           - Jesteś straszny, wiesz? Nawet łyczka nie mogę? 
           - Jesteś w ciąży. Kawa nie jest wskazana. Ustąpiłem w  sprawie tych niebezpiecznych szczudeł, które uwielbiasz nosić. - powiedział masując jej nogi - Poza tym… Nadal mi nie odpowiedziałaś. 
           - Na co? - spytała niezbyt rozumiejąc kiedy padło pytanie, ale mogła to przeoczyć, było jej zbyt dobrze gdy jego dłonie błądziły po jej nogach
           - Czy wyjdziesz za mnie… - powiedział. 
           Kiedy padło to pytanie spięła się. Nie dlatego, że nie znała odpowiedzi, ale nie wiedziała dlaczego on to robi. Zbyt wiele spraw potoczyło się za szybko w ich relacji. Dziecko. Mieszkanie razem. Znając siebie dobrze wiedziała, że kiedy się przestraszy wycofuje się rakiem i po chwili jej nie ma. Teraz się bała się. Nie chciała uciekać, ale bała się, a od tego nie duży krok do przestraszenia. Nie wiedziała też, czy mężczyzna robi to dlatego, że tak powinien, że taki ma obowiązek. Spłodził dziecko i  n a l e ż y się oświadczyć. Czy dlatego, że chce. Po za tym ona chce się rozwijać, a większość jej koleżanek ze studiów zaczynały swoją historię podobnie. Wpadka. Mieszkanie razem. Pierścionek. I nim się obejrzały, a z prawników mężczyźnie zrobili z nich prywatny sprzęt AGD. Ona chciała się rozwijać. Osiągać kolejne sukcesy na sali sądowej, a istniało ryzyko, że skończy tak jak inne. 
            - Emma? 
Zabrała nogi i poszła do torby, wyjąć akta spraw które miała zrobić. Postanowiła udawać, że pytania nie było. Chciała być pewna, że nawet później ona będzie mogła się rozwijać, a on nie będzie nigdy żałować tego że się oświadczył. 
           - Tak, Itachi? 
           - Nie odpowiedziałaś. 
           - Wiesz, byłam dziś na uczelni i nie zgadniesz kogo spotkałam… - postawiła na próbę zmiany tematu - nasza urocza Hana postanowiła zrobić trzecią specjalizację 
           - Nie próbuj zmie… kto wrócił na studia? 
           - Dobrze słyszałeś. Hana wróciła na studia. Dziwne, zważywszy na to, że kręcą ze sobą z Kakashim a ona tymczasem robi tak by mieć jak najmniej czasu. 
Brunet spojrzał na chwilę za okno i miał wrażenie, że historia się powtarza. Miał cholerne deja vu. 
            - Robi tak, bo skończyło się między nimi układać - oparł się ramionami o wyspę w kuchni przy której zastała go kobieta 
            - Skąd wiesz? - otworzyła teczkę, zdziwiona patrząc na Itachiego. Skąd wiedział? Przecież nie wspomniałam o swoich podejrzeniach.
            - Bo już raz kiedyś tak było… Dawno temu - ostatnie słowa wymówił szeptem. 
             - Co masz na myśli? - zainteresował ją. 
Hana od zawsze była skryta i teraz jak tak myśli to nie wie nic o jej przeszłości. Wie tylko to co było odkąd się poznały chociaż to i tak chyba nie wszystko. 
             - Pamiętasz jak opowiadałem ci o jednostce w której byłem z Sakurą i Hinatą? - skinęła głową - Hana pracowała tam gdzie my tylko, że jako haker. Ta mała cholera była najlepsza. Nie pozwoliła sobie współpracownikom wleźć na głowę, a szefostwu stawiała się jak mogła. Stąpała twardą nogą w szpilkach, po dziale gdzie była jedyną kobietą - zaśmiał się do siebie - Te dwie specjalizację, które zrobiła to były takie jak by etapy w jej życiu. Kiedy była na studiach poznała Toma. Był miłością jej życia i to jak ona się wtedy zmieniła było niewyobrażalne. Stała się otwarta. Miła. Była kompletnym swoim przeciwieństwem, ale niektórych rzeczy nawet on nie zmienił…na przykład jej upartości i ostrej szczerości. Oświadczył jej się kiedy uzyskała pierwszą specjalizację, nie pamiętam z czego to było, w każdym razie to był długi i skomplikowany tytuł nic mi nie mówiący, ale w jej środowisku to było coś. Szykowali ślub. Stali już na kościelnym kobiercu, kiedy do kościoła wtargnął jakiś wariat, który jak się później okazało obiecał jej zemstę. Postrzelił Toma prosto w serce. W jej ramionach umierała miłość jej życia. Było to zaraz po naszej misji, kiedy Sakura mogła już normalnie funkcjonować. Od tamtej pory nigdy nie widziałem jej w bieli. Nigdy. Pamiętam, że jej suknia była cała we krwi, a rozpacz jaką wtedy przeżywała była niewyobrażalna. Wpadła w depresję, przez co pogrążyła się w pracy i z depresji wyszła, wpadając w pracoholizm. Przejęła wtedy firmę, zrobiła drugą specjalizację, kolejna nazwa której wymówić nie potrafię. Poświęciła się firmie. Teraz zaczęła trzecią specjalizację co znaczy, że znowu ucieka od uczuć i coś się popsuło między nią a Kakashim. 
           - Czekaj… Ślub w kościele? - spytała - Przecież ona jest ateistką
           - To chyba samo mówi jak bardzo go kochała. Kiedyś rozmawialiśmy tak szczerze o miłości… - skupił swój wzrok na jej dłoniach - Powiedziała mi, że zakochiwanie się jest jak zasypianie, nim się obejrzysz zasypiasz. Nie rozumiałem tego, ale kiedy pojawiłaś się ty, nim się obejrzałem zasnąłem najlepszym snem jaki kiedykolwiek mógł mi się przyśnić. 
           Kobieta patrzyła na niego i widziała w jego oczach miłość tak dużą, że opisanie jej słowami jest niewykonalne. Znała odpowiedź na jego pytanie. Przesunęła swoją dłoń tak, że zakryła jego. Pocierał delikatnie jej kostki, jej długie paznokcie. 
           - Tak. - podniósł głowę i zdezorientowanym spojrzeniem patrzył jej w oczy - Tak, wyjdę za ciebie. 
Itachi podszedł do kobiety i objął ją przyciągając na tyle na ile pozwalał ciążowy brzuch. Okręcił się z nią wokół osi. Zaśmiała się perliście, bo brunet dostał jakby skrzydeł. 
           - Boję się tylko, że nie będę mogła rozwijać dalej swojej kariery. 
           - Zrobimy wszystko tak, żeby i owca była cała i wilk był syty. 




          Siedziała przed laptopem otoczona książkami i różnymi notatkami. Zapomniała jaka to nikła przyjemność uczyć się do sesji, ale lepiej raz, a porządnie. Zbliżała się już pora obiadowa, więc powinna zadzwonić po coś do jedzenia. Zjadłaby coś domowego, ale po pierwsze nie chciała się wciskać znajomym na obiad, a po drugie w temacie gotowania była beznadziejna. Była dumną posiadaczką czajnika elektrycznego, bo spaliła już chyba z 5 zwykłych. Nie możliwe, prawda? A jednak. Sięgała już po telefon by zadzwonić, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. 
Zdziwiona zmarszczyła brwi i odłożyła telefon. Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Osobę którą zobaczyła spodziewałaby się najmniej, a szok i emocje jakie pojawiły się w ciągu kilku sekund wprawiły ją w osłupienie. Miała wrażenie, że sufit wali się jej na głowę, a grunt osuwa jej się spod stóp. Z ciężkim sercem otworzyła drzwi. Za nimi stał wysoki brunet o oczach czarnych jak noc, których przegadali tak samo wiele. 
           - Co ty tu robisz? 
           - Też cię miło widzieć. Tęskniłaś za mną ? O jak uroczo… 
Ten głos i ten sarkazm, który tak k i e d y ś kochała nie mógł wróżyć nic dobrego. 




*Ania Dąbrowska - Jej zapach

Followers